+/- Chelsea 4:3 Slavia Praga (dwumecz 5:3)
Dodano: 20.04.2019 00:34 / Ostatnia aktualizacja: 20.04.2019 00:39W 18. minucie spotkania rewanżowego ze Slavią Praga można było się zastanawiać, czy jest sens dalej je oglądać, bo zapowiadało się na pogrom i bardzo nudny tekst z cyklu „Plusy i minusy”. Było jednak inaczej, Czesi szczególnie w drugiej połowie zrobili na Stamford Bridge prawdziwy show i fakt, że pomimo odpadnięcia spokojnie mogą wracać do domu z podniesioną głową, raczej nie może Chelsea schlebiać.
Trzy szybkie
Nie ma jednak sensu robić totalnej katastrofy z meczu, w którym po 17 minutach Chelsea prowadziła 3:0 i bardzo szybko niemal do końca zmazała marzenia „Czerwono-Białych” o sprawieniu niespodzianki. Na szczególne wyróżnienie zasługuje duet Pedro Rodríguez i Olivier Giroud, których współpraca wyglądała świetnie. Po ponad trzech kwadransach pierwszy miał na koncie gola, asystę i bezpośredni udział przy samobóju Simona Deliego, a drugi zaliczył dziesiąte trafienie (umacniając się na pozycji lidera klasyfikacji strzelców) i trzecią asystę w tej edycji Ligi Europy. Można argumentować, że Francuz strzela drużynom drugiej i trzeciej europejskiej kategorii, ale jak napiszemy, że wraz z Leo Messim jako jedyny ma dwucyfrową liczbę trafień w europucharach, to brzmi to już całkiem nieźle. Po kolejnym udanym występie mistrza świata z Rosji i mając w głowie wyczyny (a raczej ich brak) Gonzalo Higuaína z Anfield Maurizio Sarri musi przemyśleć któremu z nich zaufać w kluczowej części sezonu. Patrząc całościowo na drużynę, w mecz weszła świetnie, czyli odrobiła na piątkę pracę domową z Pragi. Kontry były szybkie i groźne, a środek pola zdominowany, w czym spora zasługa bardzo dobrze również dysponowanego ostatniej nocy Rossa Barkleya.
Dali kopciuszkowi porządnie potańczyć
Nie może być jednak tak, że gdy jest 3:0 i fani (mimo że żądni emocji) rozsiadają się w fotelach i oczekują na kolejne trafienia, spokojny awans i brak kontuzji przed końcówką sezonu Premier League, do głosu do chodzi nieporównywalnie słabszy przeciwnik i pakuje na Stamford Bridge trzy gole. Pierwszy gol to trafienie kompletnie niekrytego w naszym polu karnym Tomáša Součka. Z obrony stałych fragmentów nie ma co jednak robić kluczowego problemu, bo w całym sezonie The Blues nie stracili w ten sposób dużo goli (w Premier League tylko dwa). Na pierwsze trafienie piłkarze Maurizio Sarriego odpowiedzieli tak, jak należy, czyli momentalnie strzelając na 4:1 za sprawą Pedro. W drugiej połowie jednak grała już praktycznie tylko Slavia.
Co się dzieje w przerwach w szatni?!
Slavia to kolejna drużyna, która dominuje początek drugiej połowy w meczu z Chelsea i strzela w pierwszym kwadransie po zmianie stron gola. A nawet dwa. To fragment meczu, w którym The Blues tracą zdecydowanie najwięcej bramek. W Premier League przeciwnicy londyńczyków w pierwszych 15 minutach po przerwie strzelili już 12 goli. Prażanie zrobili więc podobnie jak w ostatnią niedzielę Liverpool i pokonali Kepę Arrizabalagę dwukrotnie tuż po przerwie, w małym odstępie czasu. Żeby było śmiesznie, to nawet minuty prawie się zgadzają: Mohamed Salah w 51. i Sadio Mané w 54. – Petr Ševčík najpierw w 51., a potem w 53. minucie. Sam Maurizio Sarri po meczu powiedział, że ciężko mu ten trend wytłumaczyć, bo w szatni mówił zawodnikom, żeby starali się utrzymać tę samą grę i nie dać Czechom dojść do głosu. Potem żartował, że może powinien przestać wchodzić pomiędzy połowami do szatni. Śmiesznym nie jest jednak, że na drugą odsłonę meczu praktycznie zawsze to przeciwnik wychodzi z inicjatywą. Oba gole strzelone przez byłego piłkarza Slovana Liberec padły tuż sprzed pola karnego i trzeba postawić znaki zapytania przy tym, dlaczego Ševčík miał aż tyle czasu i miejsca. Pierwsze z jego dwóch trafień zdecydowanie na konto Kepy Arrizabalagi, który pomimo siły strzału nie ma prawa puścić gola z takiej odległości przy krótkim słupku. Bask był bardzo źle ustawiony. Przy drugim, pięknym strzale zawodnika Slavii były bramkarz Athleticu Bilbao raczej szans już nie miał.
Koniec taryfy ulgowej
Styl, w jakim Chelsea przeszła rewelację tej edycji Ligi Europy pozostawia więc wiele do życzenia. Szczególnie, że mecze z tak znacznie słabszymi przeciwnikami już się w tym sezonie skończyły. Spójrzmy na kolejnych rywali The Blues w LE: PAOK, BATE, Vidi, Malmö, Dynamo Kijów i Slavia Praga. Czy któraś z tych drużyn utrzymałaby się w Premier League? Wątpię, choć myślę że prażanie mieliby szansę o to powalczyć. Teraz londyńczyków czeka dwumecz z Eintrachtem Frankfurt, który wyrzucił już za burtę takie firmy jak Inter Mediolan i SL Benfica. Więc jeśli dotychczas Chelsea mierzyła się z drużynami na poziomie, powiedzmy, czołówki Championship, to teraz czeka ktoś co najmniej o potencjale zbliżonym do Wolverhampton Wanderers. A jeśli przypomnimy sobie, że Wilki w tym sezonie ligowym ugrały na Chelsea dublet i ostatnio dwa razy pokonały Manchester United, to w majowym półfinale wiele może się zdarzyć, jeśli The Blues dadzą Niemcom rozhulać się tak, jak Czechom. A na koniec, dla ekipy Jindřicha Trpišovskiego szczególne słowa uznania. Jeśli ekipa z naszej części Europy jedzie do Sevilli, wygrywa, a potem robi dużo hałasu na Stamford Bridge, to znaczy, że nasi południowi sąsiedzi robią to dobrze.
- Źródło: własne
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.