Wyrachowanie, przyzwoity styl i dobra zaliczka przed rewanżem, czyli wnioski po meczu Chelsea 2:0 Lille

Autor: Mateusz Kluba Dodano: 23.02.2022 01:16 / Ostatnia aktualizacja: 23.02.2022 01:16

Plan minimum został wykonany. Chelsea zwyciężyła w pierwszej odsłonie dwumeczu z Lille, zachowała czyste konto oraz wypracowała sobie dwubramkową przewagę. Wydaje się, że dokładnie tych rzeczy można było od Thomasa Tuchela i jego podopiecznych oczekiwać. W odróżnieniu od meczu z Crystal Palace, wtorkowy wieczór na Stamford Bridge obfitował w emocje i żywe tempo rozgrywania akcji.


Mecz pełen energii


Mistrzowie Francji bardzo chcieli pokazać, że nie przyjechali do Londynu na zmianę wyciągać piłkę z siatki. I chwała im za to, bo żywe akcje, które od początku serwowali zawodnicy przedniej formacji Lille dostarczały wielu wrażeń. The Blues nie pozostawali dłużni i do zdobycia pierwszej bramki odpowiadali tym samym. Z biegiem czasu oddali inicjatywę gościom, którzy stwarzali kolejne sytuacje bramkowe. Niewiele jednak z nich wynikało, ponieważ zawsze czegoś w nich brakowało: celności podczas ostatnich podań, precyzji w oddawanych strzałach lub zgubny okazywał się nadmierny pośpiech.


Druga połowa również rozpoczęła się od dynamicznych akcji przyjezdnych. Jasnym stało się, że należy odzyskać kontrolę nad meczem. Chelsea stopniowo ograniczała wypady Lille, sama konstruując akcje w ataku pozycyjnym.


W tym spotkaniu wreszcie ujrzeliśmy ostre zęby The Blues. Przez całe spotkanie żaden z zawodników nie odstawiał nóg w walce o piłkę. Wślizgi na całej długości i szerokości boiska, nieustępliwość, szalejący N’Golo Kante i wracający za rozpędzającym się Renato Sanchesem Christian Pulisic. To była Chelsea pełna wigoru, chęci, zaangażowania, które my jako kibice chcemy oglądać.


Brak Romelu Lukaku


Belg pojawił się dzisiaj tylko na rozgrzewce przy linii bocznej. Złośliwi mogliby powiedzieć, że miał taki sam wpływ na grę jak w ostatnich derbach Londynu. Na niekorzyść napastnika działa fakt, że Chelsea we wtorkowym spotkaniu wyglądała lepiej. Wymienność pozycji całego ofensywnego trio sprawiało obrońcom mistrza Francji niemałe problemy. Wydaje się, że niewystawienie byłego gracza Interu w składzie, otworzyło nowe możliwości, ponieważ zespół nie starał się za wszelką cenę szukać go w polu karnym, masowo wstrzeliwując piłkę w szesnastkę rywala. Dzięki obecności trzech szybkich napastników, The Blues mogli pozwolić sobie na oddanie piłki i wyprowadzenie kontrataku w odpowiednim momencie. Z Lukaku między środkowymi obrońcami nie funkcjonowało to najlepiej.


Niewykluczone, że wszystko jest częścią planu Thomasa Tuchela, swego rodzaju zasłoną dymną przed niedzielnym finałem Carabao Cup przeciwko Liverpoowi. Trener ma teraz kilka dni, by znaleźć odpowiednią taktykę, wykorzystującą rosłego zawodnika. Ciężko bowiem jest uwierzyć w to, że nie wystąpi on w tym spotkaniu i na dłuższy czas zasiądzie na ławce rezerwowych.


Nie sam wynik się liczy


Poza dwubramkową zaliczką, którą za trzy tygodnie trzeba będzie obronić, należy zwrócić uwagę na poprawę stylu gry The Blues. Regulacja tempa, przyspieszanie i zwalnianie akcji, przejmowanie i oddawanie inicjatywy w odpowiednich momentach. To są rzeczy, których należy oczekiwać od topowej drużyny. Chelsea dzielnie przetrwała wszelkie napory ze strony Lille, stworzone przez nich liczne sytuacje nie przyniosły większego zagrożenia. Agresywne doskoki i przejęcia piłki pozwalały wyprowadzić szybkie kontrataki, którym przewodził niezawodny Kante. Podczas ataków pozycyjnych, piłka krążyła jak po sznurku, ale nie w ospały i ociężały sposób, do którego przyzwyczaili nas gracze Tuchela w ostatnim czasie. Momentami odnosiłem wrażenie, że oglądam nagranie w przyspieszonym tempie.


Pojawiały się jednak błędy indywidualne. Żaden na szczęście nie doprowadził do utraty bramki, ale niedokładne podania Antonio Rudigera czy Edouarda Mendy’ego nie mogły pozostać niezauważone. W grze Chelsea nadal są pewne mankamenty, które trzeba wyeliminować, by mistrzowie świata ponownie stali się maszyną, przeciwko której nikt nie chce grać. Póki co, większą bolączką wydaje się być przednia formacja, kreatywność i skuteczność, bo ostatnim spotkaniem z rywalem z podobnej półki (chociażby z tej samej ligi), któremu The Blues wbili trzy bramki jest Aston Villa. Miało to miejsce dwa miesiące temu. Najwyższa pora, by przed decydującą fazą sezonu dostroić celowniki.


Podsumowując, wtorkowy mecz z Lille był emocjonujący i wlał trochę nadziei w serca kibiców (na pewno moje, ale pozwólcie, że wypowiem się również w Waszym imieniu). Są aspekty, które trzeba nieustannie poprawiać, ale Thomas Tuchel ma podstawy, by sądzić, że zmiany idą w dobrym kierunku. W końcu Chelsea przedłużyła swoją zwycięską passę we wszystkich rozgrywkach. Pozostaje jeszcze praca nad stylem i osiągnięciem pewności i swobody, jaką długimi momentami mieli dzisiaj rywalizujący zawodnicy. Cytując niemieckiego menadżera: „From there we go!”.

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close