Przede wszystkim trzeba chcieć!

Autor: Bryan Thomas Warden Dodano: 15.01.2022 18:31 / Ostatnia aktualizacja: 15.01.2022 18:31

Kolejny awans do finału i kolejna porażka ligowa. Tak w największym skrócie można podsumować mijający tydzień. Paradoks polega na tym, że chyba lepiej byłoby zrezygnować z finału Carabao Cup, na rzecz pełnej puli w starciu ligowym. Cóż, marzenia ściętej głowy...

 

W rewanżowym meczu półfinału Carabao Cup trzeba było po prostu postawić kropkę nad "i", więc za to właśnie piłkarzom Chelsea należą się pochwały. Bramek można było oczywiście zdobyć więcej, no ale właściwie to po co? Wynik 2:0 czy 3:0 niewiele zmieniłby w sytuacji The Blues. Chyba, że rywalom udałoby się zdobyć jakąkolwiek bramkę kontaktową. Na szczęście tym razem technologia nie zawiodła i właśnie dzięki niej arbiter ostatecznie podejmował właściwe decyzje w sytuacjach stykowych.

 

Ekonomiczny tryb gry jest dobrym pomysłem na krajowy puchar, ale starcie z liderem Premier League wymaga zupełnie innego podejścia. Tymczasem zawodnicy Thomasa Tuchela zagrali na Etihad Stadium tak, jakby generalnie nie zależało im na niczym więcej, niż na ewentualnym remisie. Wymowny i zarazem bolesny dla fana był ten mecz, ponieważ dobitnie unaocznił pewien fakt – na ten moment Chelsea nie tylko nie jest w stanie rywalizować o najwyższe cele, ale chyba nawet tego nie chce (!)

 

Jak bowiem wytłumaczyć tak słabą postawę w starciu tej wagi? Jeszcze miesiąc temu można było zrzucać wszystko na problemy kadrowe, ale dzisiaj sprawa wygląda zupełnie inaczej. Po meczu z Brentford, wygranym ostatecznie w dramatycznych okolicznościach, podkreślałem, że drużynie kalibru Chelsea nie przystoi zmasowana obrona przed beniaminkiem, ale oddanie pola mistrzowi kraju trzeba ocenić podobnie. Niestety momentami ten mecz wyglądał tak, jakby goście dobrowolnie "zgodzili się" na warunki podyktowane przez gospodarzy. Co robią nasi gracze, gdy The Citizens ostro i wysoko naciskają? Rozgrywają między sobą piłkę przed albo nawet w obrębie pola karnego... Coś takiego po prostu musiało się źle skończyć i mało brakowało, a pierwszy gol dla Manchesteru City padłby w pierwszej połowie. Przecież to po takiej zabawie Mateo Kovacica sytuację sam na sam miał Jack Grealish. Doprawdy rewelacyjnie w tej sytuacji spisał się Kepa Arrizabalaga i żal pozostał, że w decydującej akcji hiszpański bramkarz popełnił jeden drobny błąd na linii bramkowej. Może gdyby nie ten niepotrzebny balans ciałem, udałoby się sparować strzał Kevina de Bruyne?

 

Wspomniany reprezentant Chorwacji zanotował zresztą słabe zawody (podobnie jak partnerujący mu w środku pola N'Golo Kante), ale to właśnie on posłał jedną dobrą prostopadłą piłkę do Romelu Lukaku. Do Belga można mieć ogrom pretensji, ale on nie będzie zdobywał bramek bez takich właśnie dograń. Tak, Lukaku zmarnował dogodną szansę, ale żaden, absolutnie żaden napastnik, nie jest skuteczny w 100%. Trzeba po prostu próbować i trzeba starać się posyłać dobre podania do snajpera. Swoją drogą, skoro przedarcie się z piłką było trudne, a chwilami wręcz niemożliwe, wobec wysokiego pressingu gospodarzy, to dlaczego piłkarze The Blues nie próbowali większej ilości długich zagrań na wysokiego napastnika? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Było jasne, że dostosowanie się do gry z typową "dziewiątką" nie będzie łatwe, ale w ogóle nie widać w tym zakresie postępów. Wraca kolejne pytanie bez odpowiedzi: czy ktokolwiek w drużynie miał i ma pomysł na wkomponowanie w nią byłego zawodnika Interu Mediolan, czy był to prostu transfer pod publiczkę?

 

A propos transferów, to powoli można zacząć się bać. Połowa stycznia w pełni, ale wciąż brak wzmocnień wahadeł. No chyba, że ktoś postrzega tak Kenedy'ego, co osobiście widzę słabo. Abstrahując od ogólnej jakości Brazylijczyka, to przecież ostatnio grywał raczej w formacjach stricte ofensywnych, więc myślenie o nim w kategorii gry na wahadle zdaje się być oderwane od rzeczywistości. Prędzej uwierzyłbym w Malanga Sarra, który w ostatnich meczach zrobił dobre wrażenie. W meczu z liderem ligi miał co prawda parę słabszych zagrań, ale widać, że jest u niego spory potencjał.

 

Pozostaje żal, że porażka z Manchesterem City przyszła w momencie, gdy Chelsea powoli wygrzebywała się z kryzysu. Komplikuje się sprawa, bo nawet obecność w top 4 przestała być pewna. Wystarczy uświadomić sobie z pozoru absurdalny fakt, że gdyby Tottenham wygrał wszystkie zaległe mecze, to zajmująca obecnie 6. miejsce ekipa Spurs... przeskoczyłaby The Blues! Lepiej zatem przyłożyć się do derbowego meczu, który czeka nas już za tydzień. Podobnie rzecz ma się z meczem przeciwko Brighton.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close