Kontynuacja niebieskiego snu, a może czerwone przebudzenie? Zapowiedź sezonu 2021/22
Dodano: 12.08.2021 17:05 / Ostatnia aktualizacja: 13.08.2021 23:00Jakże inny jest nastrój przedsezonowego oczekiwania, gdy przystępujesz do niego w glorii tryumfu i ze świadomością, że przynależysz do społeczności najlepszej klubowej drużyny Starego Kontynentu. Chelsea ponownie zdobyła Champions League wbrew logice, skazywana na pożarcie przez Atletico, deprecjonowana przed dwumeczem z Realem, stawiana znacznie niżej w hierarchii faworytów od Manchesteru City. Thomas Tuchel wyciągnął z drużyny to, co najlepsze w odpowiednim momencie, choć wciąż nie było to maksimum możliwości tej grupy. The Blues potwierdzili swoją supremację w Belfaście, pokonując w rzutach karnych Villareal i sięgając po drugi w historii klubu Superpuchar Europy. Sezon 2021/22 już jawi się na horyzoncie, pora zatem na coroczną zabawę we wróżbitę Macieja i próbę przewidzenia, jak z nowymi wyzwaniami poradzi sobie nasz zespół.
Cementowanie zespołu
Chelsea była bardzo aktywna na rynku transferowym latem 2020 roku. Do klubu trafiło kilku zawodników, którzy istotnie przyczynili się do końcowego sukcesu w Lidze Mistrzów, osiągnięcia Top 4 w Premier League oraz finału FA Cup. Wiele wówczas mówiło się o tym, że w jednym oknie Roman Abramowicz wzmocnił drużynę na lata i było w tym sporo prawdy.
Piłkarze tacy jak Timo Werner, Kai Havertz czy Hakim Ziyech nie zasymilowali się w pełni w nowym środowisku, często dając wrażenie, że potrzebują więcej czasu na aklimatyzację. Proces nie przebiegał w sposób bezkolizyjny bowiem w jednym sezonie musieli przyswoić myśl taktyczną dwóch kompletnie różnych trenerów. Czy można jednak uznać pierwszy sezon Niemców na Wyspach za nieudany? Werner zdobył 12 goli i zanotował 15 asyst w 52 występach dla Chelsea. Jego rodak zagrał 45 spotkań, strzelając 9 bramek i tyle samo razy dogrywając ostatnie podanie do partnerów.
Świetnie do nowych warunków zaadaptowali się Thiago Silva i Ben Chilwell. Anglik miał moment kryzysu, a po przyjściu Tuchela początkowo spędzał większość czasu na ławce rezerwowych, ale szybko wskoczył na fantastyczny poziom. Brazylijczyk okazał się niezwykle istotny w roli spoiwa środka obrony. Jego koledzy z formacji nabrali pewności siebie i wyeliminowali błędy, które były ich udziałem w poprzednim sezonie. Jego wpływ na atmosferę w szatni jest nie do przecenienia. Jego mentalność zwycięscy wydatnie pomogła w osiągnięciu sukcesu drużyny w Lidze Mistrzów.
Na uwagę zasługuje także środek pomocy. N'Golo Kante oraz Jorginho, którzy na przełomie czerwca i lipca zamienili się miejscami w nieformalnej tabeli faworytów do Złotej Piłki, zagrali kapitalną końcówkę sezonu 2020/21. Francuz odbierał piłki z taką łatwością, której nie powstydziłby się jego rodak Claude Makelele. Z kolei Włoch dyrygował zespołem z centrum boiska, niczym Zygmunt Kukla swoją orkiestrą. Podejmował decyzje w mgnieniu oka, przejmował piłki, bronił, wyprowadzał akcje.
Transfery na zapas czy zapowiedź czegoś większego?
Letnie okno transferowe przed sezonem 2020/21 okazuje się póki co ważniejszym niż sądzono. Kupieni zawodnicy mogą stanowić trzon zespołu na lata, a fakt, że kolejny rok będzie dopiero ich drugim w klubie może jedynie pomóc w uwolnieniu pełni potencjału. Proces aklimatyzacji w Anglii przebiegał w sposób niezwykle wyboisty dla obu Niemców, ale także dla Hakima Ziyecha.
Marokańczyk, który zachwycał w Eredivisie, w zachodnim Londynie często przechodził obok meczów, a wiele spotkań obserwował z perspektywy ławki rezerwowych. Wiele mówiło się o systemie gry zespołu, w którym były gracz Ajaksu sporo energii musiał poświęcać na grę w fazie defensywnej. PSG zakupiło już czterech klasowych graczy, Manchester United wzmocnił Jadon Sancho, a za chwilę może do niego dołączyć Raphael Varane. Nie próżnuje Bayern, kontakty uruchomił Manchester City.
Dlaczego zatem Chelsea wciąż czeka na konkretne ruchy? Odpowiedzi należy szukać w wypowiedziach Thomasa Tuchela z końcówki poprzedniego sezonu. Trener chce aby jego skład wzmocniło maksymalnie trzech piłkarzy, ale muszą to być zawodnicy, gotowi z miejsca wznieść drużynę o poziom wyżej.
To właśnie pozycja snajpera spędza sen z powiek zarządzającym Chelsea, bowiem jest to element układanki, którego wyraźnie brakowało w poprzednim sezonie. Celem jest sprowadzenie zawodnika, gwarantującego co najmniej 20 goli w sezonie. Liczba stwarzanych sytuacji nie jest problemem. Problem stanowi wykończenie.
Choć wydawało się przez długi czas, że Roman Abramowicz wyłoży bajońską sumę na Erlinga Haalanda, ostatecznie mamy powrót Romelu Lukaku na Stamford Bridge. Belg długo wahał się czy opuścić Mediolan, ale projekt Tuchela ostatecznie go przekonał, a sam Inter przekonały pieniądze. Blisko 115 milionów euro to wystarczająca kwota by załatać potężną dziurę budżetową na San Siro.
Początek przygotowań
W pierwszym przedsezonowym sprawdzianie podopieczni Thomasa Tuchela pokonali Peterborough 6:1. Fakt, że rywal jest beniaminkiem Championship, a także absencja zawodników podstawowego składu Chelsea, sprawiają, że na jakiekolwiek, nawet ostrożne wnioski jest za wcześnie. Z dobrej strony pokazali się Armando Broja i Tammy Abraham, którzy zanotowali po trafieniu, a gwiazdą spotkania został Hakim Ziyech, którzy ustrzelił hat-trick. Marokańczyk dołożył ostatnio dwa gole w spotkaniu z Tottenhamem i wszystko wskazywało na to, że ten sezon może należeć do niego. W spotkaniu z Villarealem także trafił do siatki, ale boisko opuszczał z kontuzją ręki, która w najgorszym wariancie może wykluczyć go z gry na kilka miesięcy.
Konkurencja w zespole jest jednak ogromna. Wszyscy chcą pokazać się z jak najlepszej strony, aby zwiększyć swoje szanse na pozostanie w klubie, zwłaszcza Ruben Loftus-Cheek, którego potencjał Tuchel śledzi od dłuższego czasu.
Thomas Tuchel w spotkaniu z Peterborough testował nowy wariant ustawienia z czwórką w ataku. Taktyka 4-2-4, która wielu z nas kojarzy się z najbardziej ofensywnym wariantem w grach z serii Fifa, może być bardzo często wykorzystywana w nowym sezonie, zwłaszcza gdy przeciwnik będzie głęboko bronił, a Chelsea będzie musiała przebijać się przez skomasowaną obronę. Dwóch skrzydłowych i dwóch środkowych napastników, z których jeden absorbuje stoperów przeciwnika, a drugi wychodzi do prostopadłych piłek, bądź szuka możliwości wykorzystania dośrodkowań z bocznych stref boiska.
Nadal nie wiemy jak ta czwórka miałaby wyglądać. W wariancie najbardziej prawdopodobnym w jej skład wchodziliby Christian Pulisic, Timo Werner, Romelu Lukaku i ktoś z dwójki Hudson-Odoi/ Hakim Ziyech, ale niewykluczone, że jedno z miejsc na boku boiska zająłby Mason Mount, a Ziyech pełniłby rolę rozgrywającego. Rola Timo Wernera po przyjściu Lukaku także nie jest jeszcze jasna. Niemiec mógłby grać w wariancie podobnym do tego, który znamy z RB Lipsk, ale równie dobrze może zająć miejsce na skrzydle, a partnerem Belga w ataku będzie Kai Havertz.
Co nam sezon przyniesie...
Pozwoliłem sobie na próbę przewidzenia, jak może zakończyć się zbliżający sezon. Wziąłem pod uwagę obecne kadry, profil menedżerów, zgranie zespołów oraz swoje własne, subiektywne odczucia. Ciężko nie stawiać na Chelsea w tym roku, ale jest kilka powodów dla których walka o mistrzostwo może być bardzo trudna. Zespół The Blues będzie musiał dzielić siły na kilka rozgrywek, w tym Klubowe Mistrzostwa Świata, które zawsze przypadają na najbardziej gorący okres kalendarza. Przykład Liverpoolu pokazuje jednak, że da się te wszystkie sprawy pogodzić.
Nie będzie to wyścig jednego konia i nie będzie to zwycięzca zdecydowany. Z przewidywaniami zawsze jest tak, że jednym się podobają bardziej, innym mniej. Chelsea zdobyła Ligę Mistrzów, trzykrotnie pokonała Manchester City, wygrywała z Liverpoolem, Atletico Madryt, Realem czy Sevillą. Kilka razy można było odnieść wrażenie, że gdyby Thomas Tuchel prowadził zespół od początku sezonu to moglibyśmy dużo mocniej liczyć na mistrzostwo już w poprzednim sezonie.
Transfer, który zmienia perspektywę
Długo zastanawiałem się na kogo postawić w roli cichego faworyta tegorocznych rozgrywek. Dwa tygodnie temu postawiłbym na Liverpool, co wyjaśnię w dalszej części, ale ewentualny transfer Lukaku kompletnie wywraca moją osobistą tabelę.
Słabością The Blues, która sprawiała, że podopieczni Franka Lamparda, a potem Thomasa Tuchela nie mogli nawiązać walki z Manchesterem City w poprzednim sezonie była skuteczność. Słowo to odmieniano w sportowych mediach przez wszystkie przypadki w kontekście Chelsea. Choć Timo Werner miał ogromny udział w końcowym sukcesie w Lidze Mistrzów i zapewnieniu miejsca w Top 4 w Premier League, bardzo często marnował sytuacje stuprocentowe, a procent wykorzystanych przez niego okazji był zawstydzający.
Faktem jest, że Niemiec nie jest typową dziewiątką, a jego gra jest najbardziej efektywna, gdy ma obok siebie zawodnika odciągającego uwagę obrońców. Romelu Lukaku jest piłkarzem, który nie ma z tym aspektem żadnego problemu. Potężny Belg rozbija defensywę rywali, jest dynamiczny, umiejętnie gra na ścianę. W duecie z Wernerem, otoczony Mountem, Havertzem czy Pulisiciem może stworzyć potwornie niebezpieczny układ w ataku.
Jeśli weźmiemy pod uwagę niezwykle skuteczną w ostatnim czasie grę Chelsea w obronie to możemy być świadkami bardzo udanego sezonu w wykonaniu The Blues.
Wątpliwości dotyczą kilku piłkarzy, którzy w poprzednim sezonie grali niewiele, jak Tammy Abraham czy tych, którzy wrócili z wypożyczenia, jak Ruben Loftus-Cheek czy Ross Barkley. Abraham w duecie z Wernerem nie wyglądali dobrze, gdy już mieli okazję występować razem na boisku, co znacznie utrudnia wykorzystanie taktyki 4-2-4. Z kolei jako samotna dziewiątka Tammy raził nieskutecznością, często podejmował złe decyzje i wydawał się zagubiony, ale tego mogliśmy doświadczyć, gdy zespołem zarządzał jeszcze Frank Lampard. Niemiec na Anglika po prostu nie stawiał. Gdy już musiał rezygnować z Wernera, decydował się na Havertza w roli fałszywej dziewiątki albo na Oliviera Giroud. To, co jeszcze broni Abrahama to fakt, że znakomicie szuka sobie miejsca na boisku. Potrafi odnaleźć się w sytuacjach podbramkowych, umiejętnie się ustawić.
Wszystko wskazuje jednak na to, że Anglik opuści Stamford Bridge tego lata. Zainteresowane są Roma oraz Arsenal, a w kilku źródłach pojawiał się także temat West Hamu.
Za plecami ciasno
Trudno wskazać mi kolejność zespołów za plecami Chelsea. Uważam, że będzie to kolejny, bardzo wyrównany sezon w czołówce. Na wstępie powiem, że w czołowej czwórce widzę miejsce dla Manchesteru City, co nie powinno nikogo dziwić, Liverpoolu oraz Manchesteru United. Nie wydaje mi się, aby na ten moment Leicester czy Everton, ani nawet Tottenham czy Arsenal były w stanie zagrozić wymienionym.
Drużyna z Anfield przeszła srogą lekcję życia w poprzednim sezonie, a to wszystko było pokłosiem plagi kontuzji, która ją dotknęła. Ze składu wypadł filar obrony – Virgil Van Dijk, z urazami zmagali się Fabinho czy Jordan Henderson. Jurgen Klopp mimo wszystko poradził sobie znakomicie, zważywszy na okoliczności. Wycisnął z zespołu maksimum i w końcówce sezonu niemal nie popełniał błędów. Zakwalifikował Liverpool do Ligi Mistrzów i zakończył za plecami obu klubów z Manchesteru.
Zespół opuścił już Georginio Wijnaldum, który zamienił Liverpool na PSG. Skład zasilił za to bardzo perspektywiczny obrońca RB Lipsk – Ibrahima Kounate. 40 milionów wydaje się ceną promocyjną za stopera, który podpisał kontrakt do czerwca 2026 roku. Klopp będzie także polował na klasowego napastnika. Wiele mówiło się o Mbappe, ale ten prawdopodobnie poczeka i za rok wybierze Real Madryt.
W kontekście potencjalnych zakupów wymienia się m.in. Piotra Zielińskiego, który od dawna typowany jest do gry w Anglii.
Kluczowe w walce o mistrzostwo będzie utrzymanie trzonu zespołu w dobrej kondycji fizycznej. Po kontuzji wraca Van Dijk, a to już daje ogromny bonus drużynie z Merceyside. Uważam, że to właśnie The Reds zajmą w tym sezonie drugie miejsce na koniec Premier League, choć dylemat miałem w tym miejscu ogromny.
Manchester United wydaje się drużyną najbardziej enigmatyczną. Trudno było w poprzednim sezonie dostrzec styl w drużynie Ole Gunnara Solskjaera, co nie jest umniejszeniem jego sukcesu, jakim było wicemistrzostwo kraju i finał Ligi Europy, a jedynie wyrażeniem wątpliwości czy brak planu może przynieść temu zespołowi trofea.
Na Old Trafford, po długiej sadze transferowej, wreszcie trafił Jadon Sancho. Anglik kosztował blisko 80 milionów funtów i zdążył już wzbudzić ogromne nadzieje wśród fanów United. Choć Chelsea ma w swoim składzie Kaia Havertza, Masona Mounta czy Christiana Pulisica to jednak możemy z zazdrością patrzeć na deal Czerwonych Diabłów. Sancho miał w Borussi kapitalne statystyki i niewykluczone, że z miejsca stanie się gwiazdą ligi. Pytanie brzmi jednak czy to właśnie na niego nie spadnie cała odpowiedzialność ciągnięcia zespołu za uszy w sytuacji, gdy nie wszystko będzie układać się po jego myśli.
Głośno jest także o przybyciu Raphaela Varane'a. Duet Maguire – Varane wygląda na papierze imponująco, a jeśli dołożymy do tego znakomicie spisującego się w ostatnim czasie Luke'a Shawa czy Aarona Wan-Bissakę to może się okazać, że w United problem z nieszczelną defensywą zostanie wreszcie rozwiązany. Z przodu mają kim postraszyć.
Rywal zza między, czyli Manchester City byłby murowanym kandydatem do tryumfu, gdyby spełnił się scenariusz z transferem Harry'ego Kane'a z Tottenhamu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że do takowego nie dojdzie. Nadal jest to zespół najlepiej zbalansowany pomiędzy obroną, a atakiem. Pep Guardiola udowodnił w poprzednim sezonie, że ma nerwy ze stali. Gdy inne drużyny grały w najlepsze, jego Obywatele piastowali dziewiąte miejsce w tabeli. W końcu jednak coś zaskoczyło, reszta stawki wytraciła impet, a City pognało po tytuł. Wreszcie udało się przełamać kompleks Ligi Mistrzów i awansować do finału, a także wygrać Puchar Ligi. The Citizens mają wciąż największe szanse by powalczyć o mistrzostwo spośród pozostałych pretendentów, ale czas pokaże czy i tym razem okażą się najbardziej wytrwałym koniem w całym wyścigu. Transfer Jacka Grealisha z Aston Villi nie sprawia, że City ma większe szanse na końcowy tryumf. Poszerza kadrę, ale czy Anglik jest piłkarzem pokroju Sterlinga czy Sancho, który w pojedynkę jest w stanie odmienić losy spotkania?
W Manchesterze postawią zapewne wszystkie siły na Ligę Mistrzów. Obecność City w finale poprzednich rozgrywek to jasny sygnał, że zwycięstwo jest możliwe, a to już dużo. Jeśli zespół Guardioli nie wyrobi sobie wystarczająco dużej przewagi w lidze przed decydującą fazą sezonu, w co wątpię, to jego szanse na końcowy tryumf oceniam niżej niż Chelsea czy Liverpoolu.
Witaj Europo!
Na kolejnych miejscach, gwarantujących udział w europejskich pucharach widzę Leicester, Arsenal i Tottenham. Drużyna Brendana Rodgersa od lat jest blisko Champions League, ale za każdym razem zawodzi w końcówce sezonu. Tym razem nie powinna być nawet blisko czołowej czwórki, ale mocno osadzić się w strefie Euro. Pomóc w tym mogą Patson Daka z Salzburga, określany mianem „nowego Haalanda”, Boubakary Soumare z Lille, a także doświadczony obrońca Southampton i były gracz Chelsea Ryan Bertrand.
Tottenham jak zwykle będzie wymieniany w roli pretendenta do czołowych lokat, ale trzeba przypomnieć, że drużyna z Londynu jest w fazie przebudowy. Z klubu odszedł Jose Mourinho, a jego następca – Nuno Espirito Santo ma zupełnie inny pomysł na futbol. Spodziewam się dużo bardziej ofensywnej gry Kogutów. Oprócz trenera, Tottenham stracił także Garetha Bale'a, który wraca po rocznym wypożyczeniu do Realu Madryt.
Arsenal to drużyna równie enigmatyczna co Manchester United, ale z o wiele słabszą kadrą. Mikel Arteta stara się wdrożyć swój autorski pomysł na The Emirates, z różnym skutkiem. Dwa sezony temu jego zespół okazał się najlepszy w rozgrywkach o Puchar Anglii, ale w lidze nie udało mu się zapewnić sobie udziału w europejskich rozgrywkach w obecnym sezonie. Skupienie się tylko na krajowym podwórku może się okazać zbawienne dla Arsenalu, którego kadra jest niezwykle wąska. Uważam, że The Gunners mają szansę by w sezonie 2021/22 zaskoczyć kilku faworytów i zakończyć Premier League w czołowej siódemce.
Wielu na miejscu Arsenalu widzi Aston Villę, która poczyniła bardzo ciekawe zakupy w letnim oknie transferowym. The Villans pozyskali Leona Bailey'a z Bayeru Leverkusen, a także Danny'ego Ingsa z Southampton. Poprzednie sezony Premier League udowodniły, że przewidzenie lokat całej stawki na koniec rozgrywek graniczy z cudem.
Spadkowicze
Od razu powiem, że moimi faworytami do spadku są Watford, Burnley i Brentford. Celowo nie umieściłem w tej trójce Norwich, gdyż uważam, że Billy Gilmour wnosi do tego zespołu tyle jakości w środku pola, że Kanarki utrzymają pozycję w Premier League na koniec sezonu.
Zespół Sean'a Dyche'a dokonał wymiany na pozycji środkowego obrońcy. Odchodzącego do Norwich Bena Gibsona zastąpił Nathanem Collinsem ze Stoke City. Do drużyny dołączył także Wayne Hennessey z Crystal Palace na zasadzie wolnego transferu. Choć menedżer The Clarets wykonał kapitalną pracę na Turf Moor, doprowadzając zespół do siódmego miejsca w sezonie 2017/18 czy dziesiątego w sezonie 2019/20, to ciężko o optymizm w nadchodzących rozgrywkach.
Brentford jest debiutantem w Premier League. Ciężko przypuszczać by z miejsca zaczęło zdobywać seryjnie punkty, choć historia pamięta zaskakująco dobrze grających debiutantów. Mimo że drużyna Pszczół gra atrakcyjny, ofensywny futbol, to jednak jej skład jest kompletnie niedoświadczony. Problem stanowi defensywa, której szczelność w warunkach Premier League jest nieoceniona. Drużynę wzmocnili Kristoffer Ajer – obrońca z Celticu oraz pomocnik Midtjylland – Frank Onyeka. Minie oczywiście trochę czasu zanim nowi piłkarze zaadaptują się w nowym środowisku.
Ostatnim spadkowiczem może być Warford. Drużyna Xisco boryka się z problemem przeciwnym do Brentford. The Hornets mają wyraźny problem ze zdobywaniem bramek. W całej kampanii 2020/21 zdobyli jedynie 63 gole, co biorąc pod uwagę 46 rozegranych spotkań jest wynikiem co najwyżej przeciętnym. Z klubu odeszli środkowi obrońcy – Craig Dawson (do West Hamu) oraz Ben Wilmot (do Stoke City), a przybyli Imran Louza z Nantes, Danny Rose z Tottenhamu czy choćby, mający być lekarstwem na nieskuteczność Joshua King z Evertonu. Jeśli uda się rozwiązać problemy w ofensywie, Watford może bić się o utrzymanie, w przeciwnym razie czeka go niechybny koniec.
Premier League kocha niespodzianki. Pamiętamy sezon mistrzowski Leicester, pamiętamy poprzednie rozgrywki, w których Arsenal żegnał europejskie puchary na kolejny sezon, czy choćby fenomenalną walkę pomiędzy Liverpoolem i City o mistrzowski tytuł. Cokolwiek przyniesie nowy rok, już nie możemy doczekać się jego początku. Kibice wracają na trybuny, wreszcie poczujemy prawdziwy smak piłkarskich emocji, zamiast przysłuchiwać się dźwiękom puszczanym z głośników.
Zatem siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy z najlepszą piłkarską ligą świata :)
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.