Transferowy roller coaster, czyli jak Chelsea "kupiła" sukces
Dodano: 13.06.2020 10:03 / Ostatnia aktualizacja: 13.06.2020 10:06Od 2003 roku, gdy Roman Abramowicz przejął klub, Chelsea znajduje się w europejskim topie. Gigantyczne pieniądze pompowane w zespół pozwalały mu konkurować z najlepszymi, ale akurat najważniejsze trofea, jak Liga Mistrzów czy mistrzowski tytuł w 2017 roku, były zdobywane przez zawodników niepasujących do obrazu budowanej za grube miliony zabawki miliardera, za jaką uchodzi Chelsea.
Nie można powiedzieć, że The Blues są na szczycie niezależnie od inwestycji Rosjanina, ale czy tak naprawdę pieniądze wydane na transfery okazały się kluczowe czy jednak Chelsea zawdzięcza swą pozycję klasowym trenerom?
Spośród 14 zawodników, którzy zasilili szeregi drużyny Claudio Ranieriego w sezonie 2003/04, jedynie czterech zostawiło po sobie wyraźny ślad w pamięci kibiców, nie licząc Adriana Mutu, który zamiast skupić się na ścieżce kariery, wybrał inne „ścieżki”. Damien Duff, Claude Makelele, Joe Cole czy Wayne Bridge to przybyli wówczas piłkarze, których bez większego zastanowienia wymieni większość kibiców Chelsea. Nie brakowało jednak wtedy głośnych nazwisk wśród zakupionych graczy. Juan Sebastian Veron czy Hernan Crespo mieli być motorami napędowymi nowej Chelsea. Ostatecznie okazali się zupełnie zbędnym wydatkiem, wartym łącznie blisko 32 miliony funtów.
Kolejne trzy lata to prawdziwa ofensywa transferowa, choć dużo bardziej przemyślana, bowiem zespół przejął Jose Mourinho. W kontekście walki o trofea kluczowe okazało się przybycie Petra Cecha z Rennes, Didiera Drogby z Marsylii oraz Ricardo Carvahlo z FC Porto. Fani The Blues na pewno dobrze wspominają także Paulo Ferrerię, Alexa czy Michaela Essiena. Największym majstersztykiem okazała się jednak wymiana z Arsenalem, w ramach, której na Stamford Bridge przybył Ashley Cole, przez wielu uważany za najlepszego lewego obrońcę w dziejach Premier League. W drugą stronę powędrował z kolei William Gallas.
Wielkim wzmocnieniem był także sprowadzony za darmo z Bayeru, Michael Ballack. Niewypałami okazały się za to transfery Andrija Szewczenki z Milanu (30 M £) oraz Shauna Wrighta-Phillipsa (24 M £), jednak biorąc pod uwagę liczbę graczy, która miała ogromny wpływ na grę zespołu, był to najlepszy okres transferowy za rządów Abramowicza. Dość powiedzieć, że do drużyny dołączyli wówczas także Nicolas Anelka, Florount Malouda i Branislav Ivanovic.
Kolejne lata były, delikatnie rzecz ujmując, bardzo przeciętne, jeśli chodzi o zakupy. Najpierw wybrał się na nie Luiz Felipe Scolari. Na uwagę zasługują transfery Deco z Barcelony (10 milionów euro) i Jose Bosingwy (20,5 miliona euro), których kibice Chelsea mogą i powinni wspominać dobrze, natomiast wypożyczenie Ricardo Quaresmy z Interu okazało się totalną klapą.
Scolari okazał się być niewłaściwą osobą na stanowisko menadżera w zachodnim Londynie, a może ta rola po prostu w tamtym momencie kariery go przytłoczyła. Tak czy inaczej schedę po nim przejął Carlo Ancelotti. Włoch zainwestował niemałą kwotę (21 M €) w transfer Yurija Zhirkova, który w owym czasie uchodził za gwiazdę reprezentacji Rosji. Bardzo uzdolniony technicznie pomocnik, podobnie jak wielu przed i po nim, nie trafił z formą na okres spędzony w Chelsea. Szokujące okazały się zakupy w sezonie 2010/11. Abramowicz sięgnął głęboko do kieszeni. Szeregi drużyny zasilili Ramires i David Luiz (obaj z Benfiki) oraz, co najbardziej zaskakujące – Fernando Torres. Piłkarz coraz częściej pomijany przez Rafę Beniteza w Liverpoolu miał odbudować swoją renomę w Chelsea. Choć miewał przebłyski i wielu kibiców uważa, że udało mu się spłacić wydaną na niego fortunę, nigdy później nie błyszczał tak, jak na Anfield. Łączna kwota zakupów wyniosła wówczas blisko 90 milionów funtów.
Świetnych transferów dokonał Andre Villas-Boas. Nawet, jeśli Portugalczyk wyleciał z Chelsea z hukiem, po zaledwie ośmiu miesiącach pracy, zostawił po sobie grunt pod sukces w końcówce sezonu 2011/12. Juan Mata, Raul Meireles oraz Gary Cahill byli znaczącymi postaciami zwycięskiego marszu w Champions League oraz FA Cup, zaś zakontraktowanie Thibaut Courtois zabezpieczyło klub na ewentualność odejścia Petra Cecha. Piazon, De Bruyne oraz Romeu nigdy nie dostali w klubie poważnej szansy.
Rządy Roberto Di Matteo dały Chelsea dwie przyszłe legendy i aż dziw bierze, że obie kosztowały łącznie niecałe 40 milionów funtów. Podobnie jednak jak w poprzednich przypadkach, kupno Edena Hazarda oraz Cesara Azpilicuety nie było czymś spektakularnym. O ile Belg był znany w Europie przez wytrawnych znawców futbolu, o tyle Hiszpan był obrońcą przeciętnej Marsylii i niewiele wskazywało, że dojdzie kiedyś do takiego poziomu. Tamto okno przyniosło jeszcze jeden transfer, który przez kilka kolejnych sezonów uchodził za zbędny. Mistrzowski sezon 2016/17 pokazał jednak, że Viktor Moses był wart wydanych na niego 9 milionów funtów.
Powracający na ławkę trenerską Chelsea Jose Mourinho nie oszczędzał pieniędzy szefa i sprowadził do klubu Williana (35M £), który nękał sezon wcześniej defensywę The Blues w Lidze Mistrzów, Nemanję Maticia (25M £), dla którego było to drugie podejście na Stamford Bridge oraz perspektywicznego Niemca Andre Schurrle (22M £). Z Bazylei ściągnięto Mohameda Salaha, który znakomicie radził sobie wraz z drużyną w Lidze Europy, a także Kurta Zoumę z Saint-Etienne. Łącznie Chelsea wydała ponad 130 milionów, a sprawą dyskusyjną pozostaje czy było warto.
Portugalczyk fantastycznie wykorzystał fundusze w kolejnym roku, wydając nieco ponad 70 milionów euro na duet Diego Costa – Cesc Fabregas. Szalony Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem był prawdziwym utrapieniem obrońców w Premier League. W barwach Chelsea zdobył 52 bramki w 89 występach. Jego porozumienie z byłym kapitanem Arsenalu okazało się kluczowe w kontekście mistrzostwa Anglii w sezonie 2014/15. Dużym wzmocnieniem okazał się także sprowadzony z Atletico Felilipe Luiz, natomiast kompletnie rozczarował ściągnięty z Fiorentiny Juan Cuadrado.
W kolejnych latach na Stamford Bridge trafiali Pedro Rodriguez, wracający z PSG David Luiz czy Michy Batshuayi. W żadnym przypadku nie były to wzmocnienia kluczowe. Znakomitym posunięciem było wyciągnięcie N’Golo Kante z drużyny panującego mistrza Anglii – Leicester oraz, w co trudno obecnie uwierzyć, Marcosa Alonso z . Hiszpan okazał się, podobnie jak Viktor Moses, one season Wonder, znakomicie spójnym z koncepcją gry Antonio Conte.
To właśnie za rządów Włocha przeżyliśmy bodaj najdziwniejsze okienko w dotychczasowej przygodzie Romana Abramowicza w Londynie. Chelsea wydała podczas obu okienek sezonu 2017/18, bez mała 260 milionów funtów. W tej kwocie zawiera się ponad 60 milionów euro za Alvaro Moratę, który choć wejście miał świetne, to dziś uważany jest za największy niewypał transferowy Chelsea. 40 milionów kosztował Danny Drinkwater, który nie tylko swoją grą nie zbliżył się do poziomu, prezentowanego w Leicester, ale niemal kompletnie zniknął z piłkarskiego świata.
Conte chciał Lukaku, dostał szklanego rezerwowego Realu Madryt. Prosił o Alexa Sandro, w zamian otrzymał Davide Zappacostę. Klub zboczył z obranej przed laty drogi, polegającej na sprowadzaniu zawodników perspektywicznych i pasujących profilem do stylu gry, preferowanego przez aktualnego trenera. Zamiast tego na siłę wydawano pieniądze na piłkarzy, którzy miewali jedynie przebłyski formy.
Totalnym szaleństwem było lato 2018 roku. Chelsea przez niemal całe okienko poszukiwała następcy Thibaut Courtois, który nie zamierzał przedłużać kontraktu z klubem. Rywale postanowili to wykorzystać i ustawili zaporowe ceny za swoich bramkarzy. Ostatecznie The Blues rozbili bank, ściągając za rekordową kwotę 80 milionów euro Kepę Arrizabalagę z Atleticu Bilbao.
Do drużyny dołączył również Jorginho, który akurat był wyraźnym życzeniem Sarriego. Ten, bowiem potrzebował registy do swojego Sarriball. Dokonano także znakomitego ruchu, wypożyczając Mateo Kovacicia z Realu Madryt z opcją wykupu, co pozwoliło sfinalizować zakup pół roku później, mimo zakazu transferowego. Chelsea zakontraktowała też zdolnego i rozchwytywanego Christiana Pulisica, który dołączył do drużyny na początku kolejnego sezonu za blisko 70 milionów.
To prawda – Roman Abramowicz przez lata wydał fortunę na nowych graczy i kolejnych trenerów. Wciąż nie są to kwoty równe wydatkom Manchesteru City, ale nieosiągalne dla większości europejskich klubów. Jaką kwotę wydano jednak na piłkarzy, którzy odcisnęli swój ślad na Stamford Bridge i wnieśli jakość do zespołu? Zaryzykuję stwierdzenie, że nieco ponad połowę tej sumy. To, co oczywiste, wina niewłaściwego researchu, opieszałości czy błędnej oceny przydatności graczy do zespołu.
Często w kontekście Chelsea pojawia się argument, że klub sprowadza topowych graczy dzięki petrodolarom właściciela oraz że wręcz kupił sukces. Kiedy zatem Chelsea sprowadziła do siebie zawodnika topowego, takiego, o którym marzy pół Europy? Odważę się powiedzieć, że nigdy. Owszem ściągaliśmy do siebie N’Golo Kante, który był uznawany za klasowego defensywnego pomocnika, po mistrzowskim sezonie Leicester.
Sprowadziliśmy Edena Hazarda, który w Lille zanotował dwucyfrową liczbę goli i asyst i przykuł uwagę kilku większych klubów. Wydawaliśmy gigantyczne pieniądze na Torresa, który w najwyższej formie mógłby grać dosłownie wszędzie, ale lata świetności miał za sobą oraz Moratę, który dobrze spisywał się w Realu i Juve, ale był jedynie ryzykowną alternatywą Romelu Lukaku. Tak naprawdę jedynym zawodnikiem, którego transfer mógł aspirować do miana interesu, którego wszyscy Chelsea zazdrościli był Ashley Cole – kupiony za 5 milionów funtów.
Obecnie, choć sezon 19/20 jeszcze się nie skończył, do klubu dołączył Hakim Ziyech – kluczowe ogniwo Ajaxu z poprzedniego sezonu, a na progu transferu jest Timo Werner – cel transferowy Bayernu, Liverpoolu czy Manchesteru United. Coraz głośniej mówi się o Kaiu Havertzie oraz Benie Chilwellu, którzy są na radarach najmożniejszych świata piłki. Jeśli te wszystkie plany się ziszczą, będzie to najbardziej spektakularne okno w historii klubu.
Ci, którzy uważają się Roman Abramowicz kupił Chelsea sukcesy, niech wezmą pod uwagę, jaka część wydanych przez niego pieniędzy została zainwestowana właściwie. Inwestycje poczynione w klubie bywały bardzo często mocno eksperymentalne. Choć wielu się zżyma na niecierpliwość Rosjanina i niemal nieustanne zmiany trenerów, to jednak właśnie one pozwalały lepić odpowiednie drużyny z materiału ludzkiego, jaki był na Stamford Bridge sprowadzany.
Żaden z piłkarzy pokroju Duffa, Mosesa, Williana czy Juana Maty nie był wirtuozem, zdolnym wygrać mecz w pojedynkę, ale odpowiednio obsadzony w myśli trenerskiej i czasie, dawał swoje atuty.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.
Był wzmocnieniem w kontekście rywalizacji zespołu na wielu frontach. Dawał Mourinho duże pole manewru, bo profilem gry różnił się od Azpilicuety. Zgadzam się uednak, że pod względem indywidualnych umiejętności w Anglii wielkiej kariery nie zrobił.
Pozwolę się nie zgodzić, że "dużym wzmocnieniem okazał się także sprowadzony z Atletico Felilipe Luiz". Grał w Chelsea jeden sezon, zagrał w sumie w 26 meczach, 15 w PL i generalnie przegrywał rywalizację z Azpim na lewej obronie.