Podsumowanie 2019 roku [część druga – Era Lamparda]

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 23.12.2019 16:01 / Ostatnia aktualizacja: 23.12.2019 16:01

Era Lamparda

 

Saga ze zwolnieniem Maurizio Sarriego trwała niemal tak długo jak odejście Conte, a była tym bardziej irytująca, że wszyscy kibice Chelsea dokładnie wiedzieli, kogo chcą i prawdopodobnie zobaczą na jego miejscu. Gdy wreszcie pojawiła się oficjalna informacja o zatrudnieniu legendy klubu – Franka Lamparda, kibice The Blues oszaleli. Niecodziennie zdarza się żeby trenerem ukochanego klubu został były piłkarz, który zdaniem wielu, jest najlepszym zawodnikiem w jego historii.

 

Warto od razu dodać, że nie wszyscy tym ruchem byli zachwyceni. Wielu nadal uważa, że Anglik został rzucony na głęboką wodę po zaledwie jednym pełnym sezonie spędzonym w roli menadżera w Derby County. Obecny sezon pokazuje jednak, że wizja wprowadzenia do zespołu świeżości młodych zawodników popłaca, a także stanowi potwierdzenie, że akademia Cobham była przez lata niewykorzystaną kopalnią piłkarskich diamentów.

 

Przedsezonowe tournée i pierwszy poważny sprawdzian

 

Przygotowania do sezonu Chelsea rozpoczęła w Dublinie, spotkaniami z Bohemians (1:1) i St Patrick’s (0:4). Następnie przyszła sensacyjna porażka z Kawasaki Frontale (0:1) w Yokohamie i wygrana z Barceloną (2:1). Po powrocie do Anglii The Blues zwyciężyli z Reading 4:3, by następnie, już w Austrii, pokonać RB Salzburg (5:3) i zremisować z Borussią Monchengladbach w Niemczech (2:2). W tych kilku meczach z bardzo dobrej strony pokazał się zwłaszcza Ross Barkley. Jego gole i asysty dawały nadzieję na wreszcie udany sezon w jego wykonaniu. Pozytywny impuls dał także nowy nabytek Chelsea – Christian Pulisic.

 

 

 

 

W drużynie widać było zalążki ofensywnej gry, szybkiego pressingu i waleczności. Frank Lampard zaczął swój autorski projekt, z młodymi, nowymi twarzami, z pozytywnym nastawieniem i pełen werwy.

 

Dwa wielkie sprawdziany

 

Kalendarz nie oszczędził drużyny Franka Lamparda. Już w pierwszej kolejce Premier League przyszło jej zmierzyć się z Manchesterem United. Zespół Ole Gunnara Solskjaera, który został pod koniec poprzedniego sezonu mianowany stałym menadżerem na Old Trafford, rozpoczynał sezon w podobnej atmosferze do tej panującej w Londynie. Norweg, podobnie jak Lampard, chciał budować młodą drużynę, według autorskiego pomysłu i mecz pomiędzy obiema drużynami miał dać odpowiedź, który zespół przystępuje do nowego sezonu w lepszym kształcie. Niewielu potrafi wytłumaczyć, dlaczego Chelsea, która dobrze weszła w mecz, stwarzała szanse i niemal prowadziła już w tym spotkaniu, ostatecznie przegrała 0:4. Falstart, choć wielu, w tym Lampard, uważało, że drużyna zasłużyła na więcej i długimi fragmentami była lepsza od Czerwonych Diabłów.

 

 

Z całą pewnością największym problemem w tamtym meczu była defensywa Chelsea, a więc nic od tamtej pory się nie zmieniło. The Blues atakowali, ale zapominali o zabezpieczeniu tyłów, co narażało ich na kontry, które United z zimną krwią zamieniało na gole. Pierwszy poważny sprawdzian Franka Lamparda wypadł blado, ale kibice pozostawali spokojni i czekali na dalszy rozwój sytuacji.

 

Zaledwie trzy dni później zespół z zachodniego Londynu przeniósł się do Stambułu by zmierzyć się w meczu o Superpuchar UEFA z Liverpoolem. Chelsea grała zdecydowanie bardziej uważnie, ostrożniej zapuszczała się na połowę rywala i unikała indywidualnych pojedynków z szybkimi skrzydłowymi Liverpoolu. W 35. minucie meczu The Blues objęli prowadzenie za sprawą Oliviera Giroud, jednak już dwie minuty po przerwie wyrównał Sadio Mane. W regulaminowym czasie nie udało się wyłonić zwycięscy. W dogrywce najpierw trafił ponownie Senegalczyk, a następnie wyrównał Jorginho, po rzucie karnym podyktowanym za faul na Tammym Abrahamie.

 

W rzutach karnych obie drużyny szły łeb w łeb, aż do ostatniej serii, gdy swojej jedenastki nie wykorzystał Tammy Abraham. Symboliczne, biorąc pod uwagę, że gdy ostatni raz Chelsea miała szansę zdobyć to trofeum (przeciwko Bayernowi Guardioli w 2013 roku) wtedy również ostatniego karnego nie wykorzystał napastnik The Blues – Romelu Lukaku. W przypadku Belga tamten moment zaważył na jego późniejszej karierze w Chelsea. Anglik jednak nie załamał się i jego dotychczasowe statystyki udowadniają, że ma odpowiednią mentalność, niezbędną w Premier League i w klubie z tak wielką presją oczekiwań jak Chelsea.

 

 

 

Chelsea nie zdobyła pierwszego trofeum pod wodzą nowego menadżera, ale pokazała wielki charakter w starciu z Liverpoolem i wysłała jasny sygnał, że nie będzie chłopcem do bicia w nadchodzącym sezonie.

 

Niemrawy początek

 

Start sezonu nie mógł być gorszy dla The Blues. Porażka z United, remis na Stamford Bridge z Leicester i długie oczekiwanie na pierwszy domowy sukces. Chelsea imponowała na wyjazdach, wygrywając z Norwich (3:2) i Wolverhampton (5:2), ale nie potrafiła się przełamać na Stamford Bridge. Remis z Sheffield United, porażki z Liverpoolem i Valencią zrodziły pytania o realną wartość drużyny Franka Lamparda.

 

Pierwsza seria

 

Koniec września przyniósł przełamanie w Carabao Cup, choć wygrana z Grimsby była obowiązkiem. 28 września w końcu udało się wygrać na własnym boisku – z Brighton, po golach Jorginho i Williana. Od meczu z Grimsby Chelsea zaliczyła siedem kolejnych wygranych, przerwanych dopiero przez Manchester United w Pucharze Anglii. Zespół Ole Gunnara Solskjaera obnażył błędy defensywne drużyny Lamparda, która do tej pory próbuje połatać dziury w obronie.

 

Po niespodziewanej porażce w pierwszej kolejce Champions League z Valencią, Chelsea musiała wygrać w Lille. Mecz obfitował w wiele zwrotów akcji, jednak ostatecznie to The Blues udało się zwyciężyć. Trzy punkty okazały się kluczowe w kontekście późniejszych wydarzeń w tej grupie, ale o tym później.

 

 

 

Mieszane uczucia listopadowe

 

Najbardziej depresyjny miesiąc w roku piłkarze Chelsea rozpoczęli od zwycięstwa na Vicarage Road z Warfordem 2:1. Następnie w derbach Londynu, drużyna Franka Lamparda pokonała Crystal Palace 2:0 i wreszcie przyszedł czas na starcie z mistrzem Anglii – Manchesterem City. Podopieczni Pepa Guardioli byli na Etihad faworytem, ale to The Blues zaczęli od gola N’Golo Kante w 21. minucie spotkania. Osiem minut później odpowiedział Kevin De Bruyne, ale Chelsea nadal grała z City jak równy z równym. W 37. minucie po rykoszecie trafił Riyad Mahrez. Gospodarze nie dali już sobie wyrwać 3 punktów.

 

Statystycznie lepiej wypadła Chelsea, która była przy piłce przez 54% efektywnego czasu gry, wymieniła więcej podań i częściej od rywali podawała piłkę. Najważniejsze statystyki były jednak po stronie City. Zespół z Manchesteru oddał 15 strzałów na bramkę Kepy, z których cztery były celne. The Blues strzelali 11 razy, ale tylko dwukrotnie w światło bramki. Choć Niebiescy dobrze pokazali się na tle mistrza Anglii to jednak po raz kolejny przegrali z zespołem z Top 4.

 

Koniec miesiąca przyniósł kolejną rozczarowującą porażkę, tym razem z West Hamem u siebie (0:1). Chelsea po raz kolejny stwarzała sobie sytuacje, ale nie potrafiła ich wykorzystać. W sumie zawodnicy Lamparda oddali 19 strzałów na bramkę Martina, przy zaledwie 5 uderzeniach West Hamu, jednak Młoty okazały się skuteczniejsze i zainkasowały pełną pulę po golu Aarona Cresswella. Co gorsza, swoje spotkania wygrali bezpośredni konkurenci w walce o Top 4 – Wolverhampton, Manchester United, Leicester i Manchester City.

 

Liga Mistrzów

 

W Champions League Chelsea grała ze zmiennym szczęściem. Zaczęło się od wspomnianej porażki z Valencią, która przydarzyć się nie powinna. Zespół z Londynu dominował, ale znowu brakowało skuteczności w wykończeniu. Potem było ciężko wywalczone zwycięstwo w Lille i świetny taktycznie mecz w Amsterdamie, w którym Lampard ustawił zespół perfekcyjnie, niwelując wszelkie atuty rywali, co pozwoliło zgarnąć trzy punkty (1:0).

 

Mecz czwartej kolejki miał w sobie wszystko. Był gol samobójczy Kepy, były koronkowe akcje, były dwie czerwone kartki dla Ajaxu (w jednej akcji!), była dramaturgia i zwrot akcji. Kwintesencja futbolu opakowana w nieco ponad 90 minut emocjonalnego rollercoastera. Chelsea przegrywała już 1:4 by w kilkadziesiąt minut doprowadzić do stanu 4:4 i strzelić gola na 5:4, który ostatecznie został anulowany po weryfikacji VAR-u.

 

 

 

 

Chelsea tym meczem skomplikowała sobie sytuację w grupie, bowiem w tamtym momencie Ajax, Chelsea i Valencia miały po 7 punktów. Spotkanie na Mestalla miało wyłonić pierwszą drużynę, która awansuje do fazy pucharowej. Drużyna Lamparda może mówić o sporym szczęściu, bo w przekroju całego spotkania lepsza była ekipa Valencii. Końcowy wynik 2:2 bardziej „cieszył” Chelsea, która zachowała dzięki niemu szanse na wyjście z grupy. Najwięcej pytań po meczu dotyczyło postawy Kepy, który kilka razy ratował swoją drużynę jednak po raz kolejny popełnił błąd w ocenie sytuacji i pozwolił, aby piłka przy drugim golu wleciała mu za kołnierz. Nie był to pierwszy i ostatni przypadek, kiedy kibice i eksperci kwestionowali w tym sezonie realną wartość bramkarza dla zespołu i oceniali jego udział w dużej liczbie straconych bramek przez zespół we wszystkich rozgrywkach.

 

 

 

 

Wreszcie nadszedł mecz z Lille, który miał dać odpowiedź czy Chelsea zapewni swoim kibicom wiosnę z Ligą Mistrzów czy ponownie zagości w Lidze Europy. Pierwsza połowa była znakomita w wykonaniu podopiecznych Lamparda. Piłkarze z Francji nie stworzyli żadnej groźnej sytuacji pod bramką Kepy, za to The Blues dwukrotnie ugodzili gości, najpierw trafił Tammy Abraham po asyście Williana, a potem głową trafił kapitan zespołu – Cezar Azpilicueta po wrzutce Emersona.

 

W drugiej połowie wiało nudą, ale wystarczył moment nieuwagi i były zawodnik Chelsea – Loic Remy trafił pod poprzeczkę, nie dając szans na interwencję baskijskiemu bramkarzowi. W końcówce było nerwowo, ale ostatecznie udało się utrzymać korzystny wynik do końca.

 

The Blues awansowali do 1/8 finału Champions League po roku przerwy. Ostatnim razem zespół prowadzony przez Antonio Conte odpadł w pechowych okolicznościach z Barceloną, natomiast teraz los skojarzył Chelsea z Bayernem. Wspomnienia roku 2012 wciąż są żywe nie tylko na Stamford Bridge :)

 

 

 

 

Za słaba kondycja na grudniowy maraton

 

Grudniowy rollercoaster rozpoczął się od zwycięstwa z Aston Villą, które nie przyszło jednak The Blues bez wysiłku. Chelsea po raz kolejny oddała mnóstwo strzałów na bramkę rywala, była dłużej przy piłce, rozgrywała ją na całym boisku, jednak brakowało skuteczności. Gole niezawodnego Abrahama i Masona Mounta dały ważne trzy punkty, ale ponownie rozgrzały dyskusję na temat ofensywnej postawy podopiecznych Lamparda w ostatnim czasie. Do składu wrócił Antonio Rudiger i faktycznie gra defensywna Chelsea wyglądała zdecydowanie lepiej niż w dotychczasowych meczach sezonu.

 

Zespół The Blues poddany ograniczonej rotacji w składzie poległ na Goodison Park 1:3, a menadżer zaczął otwarcie mówić o potrzebie wzmocnienia ofensywy drużyny. Media prześcigały się, kogo Anglik miał na myśli i komu wyśle pachnące petrodolarami zaproszenie do swojego projektu. Najwięcej szans nadal ma WIlfired Zaha – napastnik Crystal Palace, jednak w spekulacjach przewijają się także nazwiska Jadona Sancho czy Timo Wernera. W meczu z Evertonem problemem była, znowu, defensywa. Ogromne przestrzenie pomiędzy Christensenem i Zoumą, fatalne w skutkach wybicia Kepy, nieumiejętne ustawianie się względem atakującego rywala. Wszystkie te czynniki doprowadziły do straty punktów w Liverpoolu.

 

Ledwo umilkł dźwięk spadającego z serca kibiców Chelsea kamienia po spotkaniu z Lille, a już przyszło piłkarzom Lamarda zmierzyć się z drużyną Bournemouth – zespołowi, który w ostatnich latach The Blues wyjątkowo nie leżał. 

 

Patrząc na statystyki tego spotkania, aż trudno uwierzyć, że Chelsea nie zdołała wygrać. Problem, który zdiagnozował Lampard, w postaci niewykorzystanych szans, braku skuteczności i biernej postawy pod bramką rywala po raz kolejny ujawnił swoje oblicze. Brak skrótu meczowego w tym miejscu nie powinien nikogo dziwić. Krew zalewa od samego wspomnienia porażki z The Cherries, a co dopiero od oglądania jej. Chelsea, która jeszcze kilka kolejek wcześniej miała ogromną przewagę nad goniącą ją stawką, przed spotkaniem z Tottenhamem była zaledwie trzy punkty nad ekipą Mourinho, cztery nad United i Sheffield oraz pięć nad Wolverhampton.

 

Pojedynek ucznia z mistrzem

 

22 grudnia Chelsea przyszło zmierzyć się z Tottenhamem Jose Mourinho. Pojedynek ten miał wiele podtekstów, wszak Portugalczyk przeżywał dwie, pełne sukcesów przygody trenerskie na Stamford Bridge. Sentymentów jednak nie należało się spodziewać ze strony kibiców The Blues, bowiem The Special One zdążył publicznie wyrzec się miłości do dawnego klubu zarówno, jako trener United jak i Spurs.

 

Frank Lampard zaskoczył zarówno ustawieniem jak i selekcją na to spotkanie. Ustawienie z trójką środkowych obrońców oraz dwoma wahadłowymi było zagraniem, jak za najlepszych czasów Antonio Conte. Z przodu fenomenalnie prezentowali się Mount, Abraham oraz bohater spotkania i strzelec obu bramek dla gości – Willian. Chelsea zmiażdżyła taktycznie Tottenham, nie dopuszczając rywala do żadnej groźniejszej akcji pod swoją bramką. Menadżer The Blues pokazał swoją dużą dojrzałość i zmysł, czym przechytrzył zaskoczonego przebiegiem spotkania Jose Mourinho. Dobry omen przed dalszą częścią sezonu, bowiem widać, że Lampard umie dostosować plan na grę do przeciwnika.

 

 

Chelsea wygrała 2:0 i odskoczyła na sześć i siedem punktów od Tottenhamu i Manchesteru United, który przegrał z Watfordem. Zespół Franka Lamparda zbliżył się także na siedem punktów do Leicester City.

 

Już w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia zapraszamy na spotkanie Chelsea – Southampton, które rozpocznie się o godzinie 16:00. Będzie to spotkanie 19 kolejki Premier League, które zakończy pierwszą połowę obecnego sezonu.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close