Dla Chelsea to wizyta u dentysty, a dla całej Pragi wielkie święto. Wywiad z Grzegorzem Rudynkiem przed meczem ze Slavią

Autor: Jakub Karpiński Dodano: 10.04.2019 21:45 / Ostatnia aktualizacja: 11.04.2019 15:08

Skąd się wziął sukces Slavii Praga? Na czym polega wzorowe funkcjonowanie czeskiego klubu? Co znaczy dla niego starcie z takim gigantem jak Chelsea i jak udało się do niego doprowadzić? I wreszcie: dlaczego w Polsce nie mamy klubów, które mogłyby sprawić swoim kibicom taką frajdę, jak w tym sezonie Slavia? O wszystkie te rzeczy zapytałem dziennikarza "Przeglądu Sportowego" i autora bloga "Czeski futbol" Grzegorza Rudynka.

 

Jakub Karpiński: Chciałbym wyjść od wypowiedzi, której niedawno po wizycie w Slavii Praga i Viktorii Pilzno udzielił Michał Probierz. Trener Cracovii zachwycał się kulturą prowadzania klubu, jak wszystko jest w Czechach uporządkowane. Na czym to polega i dlaczego w tych czeskich klubach to wszystko tak dobrze funkcjonuje?

 

Grzegorz Rudynek: Może dlatego, że Czechom kulturowo zawsze bliżej było do Zachodu i niemieckiego porządku. A już serio, wiedzą pewnie, że jak ważny jest dobór ludzi na odpowiednie stanowiska i podział kompetencji między nimi. Trenerowi Probierzowi podobało się, jak w Slavii zorganizowana jest praca z młodzieżą. W Pradze już kilka lat temu postawiono na ten element, a teraz, dzięki środkom chińskich właścicieli, może to funkcjonować jeszcze lepiej. Slavia już teraz ma boiska dedykowane drużynom młodzieżowym, o których w większości polskich klubów nawet się nie myśli, ale plany zakładają budowę nowoczesnej akademii. Na Michale Probierzu wywarło to wrażenie, a pamiętajmy, że on od lat przypomina o konieczności rozwoju infrastruktury treningowej.

 

 

Jakiś czas temu napisał pan, że trener Slavii to ma dobrze, bo o którego zawodnika nie poprosi, tego dostaje. To jest praktycznie przeciwieństwo tego, o czym mówił ostatnio w „Stanie Futbolu” Jacek Magiera, który narzekał, że Dariusz Mioduski sprowadził mu innych piłkarzy, niż tych, których miał na liście życzeń.

 

Tutaj znów trzeba wrócić do tych możliwości finansowych, jakie ma Slavia. Trudno pod tym względem porównywać potencjał Slavii i Legii. Pamiętamy, że liga czeska to rozgrywki dwóch prędkości, gdzie trzy drużyny (Slavia Praga, Viktoria Pilzno i Sparta Praga – przyp. red.) walczą o mistrzostwo, a za nimi jest ogromna przepaść. Między innymi dlatego pozostałe czeskie kluby nie mają oporów przed sprzedażą tej najlepszej trójce swoich zawodników. Tu trochę można nawiązać do słów prezesa Mioduskiego, który mówił że polskie zespoły powinny sprzedawać Legii swoje największe gwiazdy, które mogłyby się w Warszawie promować przed transferem na Zachód. Nie chcę wnikać, czy ma rację, czy nie, ale tak to funkcjonuje w Czechach.

 

No właśnie, tej zimy Sparcie udało się sprzedać za 10 milionów euro Nicolae Stanciu do Al-Ahli.

 

To jest akurat przykład wyjątkowy, bo Sparta jest klubem który dopiero wygrzebuje się z bałaganu, w którym tkwił przez ostatnich kilka lat. Oni byli mocnym i poukładanym klubem, który ostatnie mistrzostwo zdobył w sezonie 2013/14 pod wodzą Vítězslava Lavički (obecnie Śląsk Wrocław – przyp. red.), ale później w siłę zaczęła rosnąć Slavia, więc w Sparcie pomyślano że trzeba zrobić dodatkowy krok do przodu, żeby klub nabrał jeszcze większego rozpędu. Zachowując proporcje, mniej więcej to była podobna sytuacja do tej z Legii, kiedy odwołany z funkcji trenera został Jan Urban, mimo że był liderem ligi, by za niego przyszedł Henning Berg, który miał wprowadzić klub na następny poziom. Dlatego w 2017 roku zatrudniono za ciężkie pieniądze Andreę Stromaccionego z całym sztabem i zaczęto sprowadzać masowo piłkarzy zagranicznych. Efekt był jednak taki, że klub popadł w kryzys, zmieniał trenerów, dyrektorów i wizje rozwoju. Natomiast w Slavii trzymają się koncepcji, mają pieniądze i nie muszą sprzedawać piłkarzy. Przykładem jest Tomaš Souček.

 

Tomaš Souček 

 

Defensywny pomocnik, ale bardzo bramkostrzelny.

 

Tak, o niego chodzi, ale on z Chelsea nie zagra z powodu kartek. Już co okno transferowe Slavia dostaje za niego dobre oferty, warte kilka milionów euro. Teraz mówi się, że klub mógłby dostać za niego nawet 10-12 mln euro, ale nie spieszy się ze sprzedażą. W ostatnim oknie transferowym Michaela Ngadeu-Ngadjuiego chciało kupić Fulham, bo miał w kontrakcie klauzulę odstępnego wartą około trzech milionów euro. Klub dostał ofertę, zawodnik pojechał do Londynu, przechodził testy medyczne, ale transfer ostatecznie nie doszedł do skutku i nikt w klubie z tego powodu nie rozpaczał. Kameruńczyk wrócił i wciąż jest ważną częścią zespołu.

 

Przechodząc do tematu Ligi Europy, jeśli Slavia na nasze, wyszehradzkie warunki jest klubem bogatym, to w Europie mimo wszystko wciąż pozostaje kopciuszkiem.

 

Jak na standardy wyszehradzkie, to owszem, jest to potentat. Na razie jednak nie ma się co równać z Sevillą czy generalnie z tymi klubami, z którymi mierzyli się w pucharach, bo Slavia wciąż jest w innej lidze finansowej. O celach klubu opowiadał mi Jiří Bílek, były piłkarz Zagłębia Lubin, który obecnie jest w zarządzie praskiego klubu i bardzo możliwe, że niedługo zostanie jego prezesem. Mówił, że oprócz wychowania młodych piłkarzy i wprowadzania ich do pierwszego zespołu, ważne jest, by pod względem sportowym być „na zielono”, to znaczy regularnie wygrywać mistrzostwo Czech, występować w fazie pucharowej europejskich pucharów i być najsilniejszym zespołem w Europie Środkowej, który może nawiązać walkę z drużynami z mocniejszych i bogatszych lig. Mecze z Genkiem i Sevillą w poprzednich rundach obecnej edycji Ligi Europy pokazują, że wychodzi im to dobrze.

 

Byliśmy przez chwilę przy Sparcie Praga. W 2013 roku też mierzyła się z Chelsea, też w Lidze Europy, choć była to wcześniejsza faza, bo 1/16 finału. Udało jej się napędzić londyńczykom stracha, bo awans The Blues zapewnili sobie dopiero w doliczonym czasie gry rewanżu za sprawą błysku geniuszu Edena Hazarda (gol na 1:1 w meczu rewanżowym, w pierwszym meczu Chelsea wygrała 1:0 – przyp. red.). Szukam trochę podobieństw, bo teraz Slavia też spotyka Chelsea w nie najlepszym dla klubu okresie. Myśli pan, że może przynajmniej nastraszyć londyńczyków tak jak rywal zza miedzy kilka lat temu?

 

 

Szansy mogą szukać w tym, że, umówmy się, dla Anglików to jest wyjazd do Europy wschodniej, gdzie nawet nie rozróżnią, czy grają ze Slavią czy ze Spartą Praga. Im może się wydawać, że przyjeżdżają do słabego przeciwnika po łatwy awans. A później na boisku okazuje się, że trzeba się jednak sprężyć. Czesi na pewno przed nikim nie zamierzają się położyć. Tutaj wystarczy przywołać przykład dwumeczu z Sevillą. Dla piłkarzy Slavii to jest wielkie wydarzenie, będą zmotywowani, żeby pokazać, że nie są gorsi w starciu z takim gigantem. Dla kibiców to też święto. Bilety na mecz już od dawna są wyprzedane. W Pradze żałują jedynie, że z powodu zachowania kibiców w poprzednich spotkaniach trzy sektory zostały zamknięte przez UEFA. W efekcie na trybuny nie wejdzie ok. dwóch tysięcy fanów.

 

Za co to kara?

 

To jest kara finansowa ze strony UEFA za zachowanie kibiców w meczu z Genkiem (14 kwietnia, kibice odpalili fajerwerki, wrzucali przedmioty na boisko, zakłócali porządek i blokowali schody – przyp. red.).

 

Jak w Pradze wygląda podejście do tego meczu? Nie chodzi mi tylko o drużynę, klub, ale również kibiców, mieszkańców.

 

Jest to oczywiście święto i duże wydarzenie. Zawsze z Chelsea kojarzy się Petr Čech, a na poziomie mediów jest już od dawna dużo informacji na temat tego starcia. Tak jak mówiłem, szybko wyprzedane zostały bilety, a prezes Slavii regularnie udzielał się w tej kwestii na Twitterze. Mówił, że nie wszystkich da się zadowolić, bo chętnych było zdecydowanie więcej, niż miejsc na stadionie. Jest to więc duże wydarzenie, a dodatkowo drużyna jest mocno podbudowana zwycięstwem z Sevillą. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, lecz zdroworozsądkowo nikt nie oczekuje awansu i nie stawia Slavii w roli faworyta. Ale też nikt nie zamierza czekać na wyrok. Czesi chcą się postawić i pokazać że potrafią dobrze grać, czyli mówią dokładnie to samo, co przed meczem z Sevillą. Wtedy im się udało, teraz zobaczymy. Choć problemem może być brak Součka.

 

Kibice Slavii

 

To ważny punkt drużyny.

 

W tej chwili to jest chyba najbardziej rokujący na wielką karierę piłkarz Slavii.

 

Dziesięć goli jako defensywny pomocnik? Nieźle.

 

To jest wysoki, twardo grający zawodnik. Jest niebezpieczny przy stałych fragmentach gry, potrafi uderzyć z daleka, ogólnie bardzo dobry piłkarz. Ale jego zabraknie, więc spekuluje się, kto może go zastąpić, jak zespół może bez niego wyglądać. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest to ogniwo zespołu.

 

Chciałbym też nawiązać do cytatu trenera Jindřich Trpišovskiego sprzed losowania par ćwierćfinału. Powiedział, że chciałby zabrać swoją drużynę do Londynu, czyli trafić na Chelsea albo Arsenal, bo kibice Slavii zasługują na tak atrakcyjny wyjazd za to, jak wspierali drużynę w całej przygodzie z Ligą Europy. Jak pan odbiera te słowa? Czy trener Slavii naprawdę traktuje ten mecz tylko jako przygodę, czy naprawdę jedzie do Anglii wierząc w awans?

 

To już pewnie jest trochę zagranie pod publiczkę, bo zawsze lepiej sprzeda się, gdy mówi się, że chce się trafić na mocnego przeciwnika. Ale z drugiej strony myślę, że Czesi rzeczywiście chcieli wylosować trudnego i atrakcyjnego rywala. Mimo potencjału, dla Slavii, ale chyba dla wszystkich zespołów z naszej części Europy, ten etap rozgrywek to już przygoda, więc chodzi o to, żeby jak najwięcej przeżyć i zebrać doświadczenie. Dla Chelsea udział w ćwierćfinale LE jest jak wizyta u dentysty, na nikim w Anglii nie robi to żadnego wrażenia. A dla takiej Slavii wielkie święto.

 

 

Widziałem, że angielscy kibice są bardzo podekscytowani nie tyle meczem ze Slavią, co wyjazdem do Pragi. To na pewno będzie też dobra promocja i ciekawe wydarzenie dla samego miasta.

 

Praga chyba nie musi nikomu nic udowadniać, to już od dawna jest popularny cel podróży, czy to dla Amerykanów, czy dla Anglików.

 

Przejrzałem kadrę Slavii i liczby piłkarzy w tym sezonie i rozumiem, że Chelsea najbardziej powinna obawiać się swojego byłego zawodnika?

 

Miroslav Stoch rzeczywiście jest w gazie, ale jeśli spojrzeć na statystyki, to zdobycz bramkowa dość równo rozkłada się pomiędzy wielu zawodników.

 

Miroslav Stoch w barwach Chelsea, sezon 2008/2009 

 

To trochę jak w Chelsea.

 

W Lidze Europy Slavia nie gra aż tak otwarcie jak w lidze czeskiej. Na krajowym podwórku prażanie są bardzo chwaleni za ofensywny i efektowny styl. Zawsze od początku starają się rzucić na przeciwnika i ten walec rozjeżdża kolejnych rywali. A jeśli chodzi o indywidualności, to poza Stochem warto zwrócić uwagę na Josefa Hušbauera.

 

Z „dychą” na plecach.

 

To zawodnik sprowadzony parę lat temu ze Sparty Praga, reprezentant Czech. To był jeden z pierwszych transferów po przejęciu klubu przez chiński konglomerat. Można też wspomnieć o dobrze prezentującym się Lukašu Masopuście. Obecnie w mediach, mówi się, że przy zawieszeniu Součka zespół zostanie przemeblowany i szansę w środku pola dostanie Petr Ševčík. To jest nowy piłkarz, który tej zimy został ściągnięty ze Slovana Liberec. A wracając do Stocha, jest on ulubieńcem kibiców i być może najlepszym zawodnikiem Slavii. Jego na pewno Chelsea będzie musiała przypilnować.

 

W tym meczu spotkają się chyba dwie przeciwne filozofie, bo pisał pan, że w Slavii trener jest od realizacji wizji klubu, a nie odwrotnie. A w Chelsea filozofia zmienia się średnio co dwa sezony, bo co nowy trener, to nowy pomysł na drużynę.

 

To trochę tak jak w Sparcie, tam też te wizje się co chwilę zmieniały. Ludzie ze Slavii opowiadali mi, że po przejęciu klubu przez Chińczyków pierwszymi pomysłami były wpompowanie pieniędzy, ściągnięcie piłkarzy z zagranicy – to poskutkowało sprowadzeniem Halila Altintopa, Rusłana Rotania czy Danny’ego. I od razu chciano grać o wyniki. Nowym składem od razu zdobyli mistrzostwo Czech, ale nie weszli do Ligi Mistrzów i pół roku później postanowili wszystko przewartościować i odejść od szukania gwiazd. Ograniczono skauting w zachodniej Europie, skoncentrowano się na szukaniu talentów we własnym rejonie, czyli na Słowacji lub nawet w Polsce. Slavia rozgląda się za piłkarzami zbliżonymi kulturowo do Czechów. Jeśli kupują kogoś z zagranicy, to najlepiej żeby to był ktoś, kto już kiedyś w lidze czeskiej grał. Opracowano pewną strategię, a do jej realizacji wyznaczono trenera Trpišovskiego, którego sprowadzono z Liberca. Również stamtąd ściągnięto dyrektora sportowego i dwóch piłkarzy. Zaplanowano określoną ścieżkę rozwoju, w skład której jest budowa nowej akademii. Tłumaczono mi, że trener jest młody i dobry, wyniki są dobre, ale ich filozofia jest taka, że jeśli obecnego trenera kiedyś w klubie nie będzie, to ten, który go zastąpi, ma dalej realizować tę samą strategię.

 

To dość młody trener, tylko 43-letni. Jeśli klub ma długofalową wizję i wyniki są dobre, to jest szansa, że Jindřich Trpišovsky będzie prowadził ten klub przez wiele lat?

 

Pewnie tak sobie to wyobrażają, ale mimo wszystko w Czechach rotacja na stanowiskach trenerów jest dość duża. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby obecny trener zagrzał tam miejsce na lata. Jest niezłym taktykiem, jest dobrym motywatorem, ale mimo wszystko nie widzę go jako szkoleniowca na dekadę. Choć z drugiej strony Pavel Vrba prowadzi Viktorię Pilzno już około dziesięciu lat z przerwą na reprezentację i na Anży Machaczkała. Jego pozycja tam jest nienaruszalna, bo cały sukces klubu to w dużej mierze jego zasługa. Więc kto wie, może za kilka lat podobnie okaże się również w Slavii.

 

Czy po takim sezonie Slavii w europejskich pucharach są w jej kadrze zawodnicy, na których mogą spojrzeć najsilniejsze kluby całej imprezy, czyli Chelsea, Arsenal czy Napoli?

 

Gdyby Ngadeu-Ngadjui poszedł do jednego z czołowych klubów Premier League, to nie byłoby to nic absurdalnego. Bardzo silny obrońca, dobrze grający piłką i mający za sobą zwycięstwo w Pucharze Narodów Afryki. Taki transfer jestem w stanie sobie wyobrazić. Ale czy ktoś inny? Może Simon Deli, inny stoper, może Souček. Ale mowa jest o zawodnikach defensywnych. Ofensywni raczej nie wzmocniliby czołowych klubów Europy.

 

 Michael Ngadeu-Ngadjui

 

Jeśli cofniemy się do ostatniej przygody polskiego klubu z europejskimi pucharami, to mamy Legię Warszawa w grupie z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem. Pamiętamy, jakie były w Warszawie nastroje – zebrać doświadczenie, z Realem przegrać jak najmniej, spróbować postawić się Borussii i realnie powalczyć z Portugalczykami. To zachowując te proporcje, jakby Slavia była Legią, to Chelsea jest Realem, Borussią czy Sportingiem?

 

Chelsea będzie czymś pomiędzy Realem a Borussią. Podejście jest takie: „Wygramy? Super. Przegramy? Trudno, za nami fajna przygoda.” Na pewno nikt nie chce się skompromitować. Chcą Chelsea napsuć krwi, ugrać tyle ile się da, ale porażka nie będzie żadnym zaskoczeniem ani tragedią.

 

Czyli takiego manta, jakie Chelsea spuściła Dynamu Kijów (8:0 w dwumeczu) raczej Slavia nie przewiduje?

 

Myślę że nie, tak wysoko raczej nie będzie. Uważam że stać ich na postawienie twardszych warunków, niż Ukraińcy. Tego im życzę.

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close