×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 893.

Jeśli nie chcesz Franka zguby, niech prowadzi (na razie) mniejsze kluby!

Autor: Dodano: 31.03.2019 21:57 / Ostatnia aktualizacja: 01.04.2019 08:49

Mogę śmiało powiedzieć, że Frank Lampard był pierwszym piłkarzem, który zaintrygował mnie na tyle, żeby zacząć kibicować Chelsea. Byłem fanem jego stylu gry, na który składały się: wytrzymałość, kondycja, celne podania, potężne strzały z daleka, strzały techniczne, super zdolność czytania gry i obszerna wiedza taktyczna, z której umiał korzystać na boisku. Dlaczego w takim razie teraz życzę, żeby jego przyjście na Stamford Bridge w roli menedżera Chelsea rychło nie nastąpiło? Mam nadzieję, że ten tekst obroni moje stanowisko.

 

Zacznę od tego, że najzwyczajniej w świecie jestem pełen obaw, czy Frank jest gotów prowadzić tak wielki klub, jakim jest Chelsea. Kariera piłkarska wspaniała, postać dla nas  legendarna, wydawałoby się (i niektórym wciąż się tak wydaje), że jest to wymarzony kandydat na ewentualne zastąpienie Maurizio Sarriego. Pytanie, czy te dwie rzeczy kwalifikują go do tego? Moim zdaniem nie. Są to jedynie dwa dodatki, które przemawiałyby za nim, jeśli mielibyśmy wątpliwości w wyborze spośród paru trenerów z bardzo podobnymi umiejętnościami menedżerskimi i liczbą zdobytych dotychczasowych trofeów jako trener. Do tego dochodzi jeszcze warsztat trenerski, wyrobienie sobie własnego stylu pracy, znalezieniu odpowiedniego sztabu itp., no i jeszcze przydałoby się mieć talent do łączenia i zarządzania tym wszystkim. Frank niektórych z wyżej wymienionych albo (jeszcze) nie ma, albo jest to u niego (też jeszcze) niewiadomą. 

 

 

Dobrze się stało, że jest teraz w Derby County, gdzie może szlifować swój kunszt menedżera. To zespół na tyle mniejszy od Chelsea, by rozpoczynającego ścieżkę trenerską, byłego, utytułowanego piłkarza, zadanie to nie przerosło, ale na tyle ambitny, by wywierać na Lampardzie presję i szybki jego rozwój jako menedżera. Ta przygoda w Derby, która nie ma jeszcze nawet jednego, pełnego sezonu, pokazuje, że Super Frankie Lampard nie próżnuje. Próbuje różnych formacji, ustawień, nie boi się dawać odpowiedzialnych zadań na boisku młodym piłkarzom. W 45 meczach skorzystał z 29 piłkarzy, a tylko jeden z nich grał we wszystkich 45 spotkaniach. Dla porównania, Maurizio Sarri prowadził Chelsea już w 51 meczach, a skorzystał z 27 zawodników. Jak do tej pory Frank radzi sobie całkiem nieźle. Z kadrą średnich rozmiarów (9. najliczniejsza kadra w lidze), jednym ze starszych składów (średnia wieku piłkarza wynosi 28,3 roku i jest to 4. najwyższa średnia w lidze) i wartościową ekipą (5. najwyższa średnia wycena za piłkarza wynosząca 2,81 mln euro) na 8 swoich meczów przed końcem rozgrywek w Championship, drużyna Franka Lamparda zajmuje obecnie 6. miejsce, czyli ostatnie, które jest premiowane grą w play-offach o awans do Premier League. Szans na tytuł, czy wicemistrzostwo, które także daje bezpośredni awans do Premier League za bardzo nie ma, ale taki awans przez play-offy w pierwszym sezonie kariery menedżerskiej, to także byłby wyczyn. Jego notowania na przyszłego menedżera Chelsea znacznie by wtedy wzrosły. 

 

 

Ktoś powie, że dla przykładu Manchester United dobrze wyszedł na tym, że Ole Gunnar Solskjaer z grubej rury zaczął przygodę trenerską od Manchesteru United, a to przecież nieprawda, bo Norweg w zawodzie trenera jest już bez mała 11 lat! Zaczął od Manchesteru United, ale do lat 23., potem prowadził Molde FK, następnie został menedżerem Cardiff, by po 9 miesiącach znów wrócić do Molde i dopiero znowu Manchester United, tym razem ten seniorski, a i tak klub z Old Trafford zabezpieczył się w postaci tymczasowości posady Solskjaera dopóki nie okaże się, czy sprosta wyzwaniu. 

 

 

 

Zinedine Zidane wraca w chwale do Realu Madryt w roli tego, który ma ratować honor klubu w tym sezonie i przywracać dominację w Europie w następnych latach. Real Madryt wprowadził Zizou na trenerskie salony toteż Francuz o algierskich korzeniach odwdzięcza się. Różnych ról się imał, kiedy zawiesił buty na kołku. Od doradcy zarządu, przez dyrektora sportowego, trenera Realu Madryt "C", asystenta trenera w Realu Madryt "Castilla" (rezerwach), później trenera tychże rezerw, by po 6 latach zostać trenerem zespołu, który poprowadzi do 3-krotnego zdobycia Ligi Mistrzów z rzędu. W dniu prezentowania Zizou, jako menedżera pierwszej drużyny, ten ruch ze strony prezesa Florentino Pereza określano jako szaleństwo lub duże ryzyko. 

 

 

Moją tezę burzy trochę przypadek Pepa Guardioli. Raptem po jednym sezonie prowadzenia Barcelony "B", władze klubu znaleźli w nim następcę Franka Rijkaarda, a reszta jego kariery menedżerskiej, jak to mówią, is history. Skoro nie mogę użyć jego przypadku, użyję jego słów, jakie wypowiedział, gdy zaczynał swoją trenerską przygodę z rezerwami FC Barcelony, a brzmiały one mniej więcej tak:

 

- Nie liczy się to, kim byłem jako piłkarz. Jako trener jestem nikim i zaczynam od zera. Tylko zwycięstwa dadzą mi wiarygodność. To jedyny sposób żebym mógł się rozwinąć jako szkoleniowiec. Naszym priorytetem jest dalsza produkcja piłkarzy pierwszej klasy, ale jeśli nie będę wygrywał i nie awansujemy do drugiej ligi, to nie będę mógł tu dalej pracować. Tak to działa.

 

Warto dodać, że na stanowisko menedżera FC Barcelony w 2008 r., było wielu innych bardziej medialnych wtedy nazwisk, jak choćby Michael Laudrup, Ernesto Valverde, a nawet Arsene Wenger. Legendarny trener klubu, św. pamięci Johan Cruijff brał udział w konsultacjach z zarządem i rzekomo to po nich, prezes Joan Laporta przekonał się do tego ruchu. 

 

 

Czy są natomiast trenerzy, którzy z miejsca prowadzili klub, w który grali i osiągali sukcesy? Oczywiście, że są tacy! Żeby daleko nie szukać podam przykład z lig angielskich: Eddie Howe z Bournemouth. 1 lipca 2007 r. zakończył karierę piłkarską, a półtora roku później zaczął karierę trenerską w klubie, w którym kończył grać zawodowo w piłkę. "Wisienki" były wtedy w League Two (czwarty szczebel lig angielskich). To on jest głównym autorem słynnej drogi do Premier League, którą udało się Bournemouth osiągnąć w sezonie 2015/2016. Eddie miał przerwę w międzyczasie od prowadzenia tej drużyny, gdyż od stycznia 2011 do października 2012 prowadził Burnley. Pod jego nieobecność jednak Bournemouth jak było wtedy w League One, tak dalej tam tkwiło i jego drugie podejście wznowiło marsz do najsilniejszej ligi świata. Myślę, że domyślacie się, czym różni się przykład Eddiego Howe'a? Bournemouth dalej nie jest jakimś ogromnym klubem, choć za tak ogromny skok jakościowy należy się wielki szacunek, przez co dalej niewiadomą jest, czy Eddie Howe poradzi sobie w prowadzeniu potężnej marki. Taki David Moyes w Evertonie wyrobił sobie swoją legendę, by później szybciutko ją roztrwonić w Manchesterze United. 

 

Wracając na koniec do naszego głównego bohatera tego felietonu. Życzę mu jak najlepiej i dlatego uważam, że najlepiej dla Lamparda będzie, jeżeli parę sezonów przynajmniej otrzaska się z menedżerką w mniejszych klubach. Niech przypomina Roberto Di Matteo w tym, że wygra Ligę Mistrzów, a nie w tym, że już od 2,5 roku jego kariera trenerska jest w martwym punkcie.

 

 

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close