Sezon na ironię losu
Dodano: 29.01.2022 16:27 / Ostatnia aktualizacja: 29.01.2022 16:28Kto liczył na to, że niecodzienna, zimowa przerwa na mecze reprezentacyjne przyniesie odrobinę wytchnienia od klubowych bolączek, ten się przeliczył. Nad Stamford Bridge stale gromadzą się czarne chmury i jak na razie próżno wypatrywać promieni nadziei, które mogłyby się przez nie przebić.
Trwający sezon z wielu powodów można określić mianem wyjątkowego. Thiago Silva został najstarszym piłkarzem w historii The Blues, który zdobył bramkę w Premier League. Jorginho notuje niesamowitą serię skuteczności w wykonywaniu rzutów karnych. Ben Chilwell powtórzył wyczyn Edena Hazarda z 2016 roku (5 lat oczekiwania !!!) i wpisał się na listę strzelców w 4 kolejnych meczach ligowych. Udało się aż 4 razy pokonać Tottenham, z bilansem bramkowym 8:0. Zainaugurowaliśmy te rozgrywki od wywalczenia europejskiego pucharu i od najdroższego transferu w niebieskich dziejach. To całkiem sporo, a zapewne udałoby się wyłuskać jeszcze wiele innych ciekawostek i smaczków.
Obawiam się niestety, że jest jeszcze jedna rzecz, która czyni ten sezon wyjątkowym, ale tym razem w negatywnym świetle. Mam na myśli dysproporcję pomiędzy oczekiwaniami i sytuacją wyjściową, a finalną rzeczywistością. Latem ubiegłego roku mogliśmy z optymizmem patrzeć przed siebie i wydawało się, że wszelkie sukcesy są na wyciągnięcie ręki. W bramce absolutna światowa czołówka, defensywa z żelaza, solidna pomoc defensywna i sporo kreatywności w ofensywie. Brakowało tylko skutecznego snajpera, ale przecież nawet kogoś takiego udało się pozyskać, a przynajmniej na to wyglądało. Świetni piłkarze, kolejne wielkie talenty z klubowej akademii, genialny trener, duże pieniądze na transfery, dobra atmosfera... Wydawało się, że w zachodnim Londynie jest wszystko, aby zbudować potęgę na lata. Gorzką ironią losu jest to, że domek z kart posypał się akurat po meczu, w którym niebieska siła osiągnęła szczyt. Mowa oczywiście o triumfie nad Juventusem w Lidze Mistrzów. Oglądając ten mecz towarzyszyło mi dziwne uczucie, że to wszystko jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Wykrakałem.
Kryzys w piłce nożnej jest czymś całkowicie normalnym i praktycznie w każdym sezonie można wymienić giganta, który musi stawiać czoła lawinie trudności. Na obecną sytuację Chelsea złożyło się bardzo wiele czynników, spośród których nie wszystkim można było zapobiec i nie wszystkie można było przewidzieć. Trochę zatem jest w tym winy sztabu szkoleniowego i piłkarzy Chelsea, a trochę nie. Jakby na to nie spojrzeć, to z każdych tarapatów można wybrnąć, co w przeszłości udowadniali także The Blues. Jednakże warunkiem przezwyciężenia trudności jest jedność w drużynie. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy.
Czego jak czego, ale jedności dzisiaj brakuje, a przynajmniej wiele na to wskazuje. Można było się spodziewać, że "legendarny" wywiad z udziałem Romelu Lukaku wprowadzi mniej lub więcej zamętu, ale fakt, że tym tropem starają się podążać inni zawodnicy, jest niebywałym ciosem. Oczywiście niedawna wypowiedź Christiana Pulisica, do której zmierzam, w żadnym wypadku nie może być stawiana na równi z zachowaniem reprezentanta Belgii. Amerykański skrzydłowy wypowiedział się w sposób o wiele bardziej stonowany, ale sam fakt, iż na głos wyraża swoje niezadowolenie z sytuacji w klubie, jest niepokojący.
Jeśli słowa Pulisica zestawi się z najnowszymi doniesieniami prasy, zgodnie z którymi lista rozczarowanych piłkarzy Chelsea stale się powiększa, to całościowy obraz sytuacji staje się coraz bardziej rozpaczliwy. Można machnąć ręką i stwierdzić, że to tylko clickbaitowe newsy, tylko że nawet w plotkach zwykle jest ziarno prawdy, a są podstawy do tego, by twierdzić, że właśnie Christian Pulisic, Timo Werner czy Hakim Ziyech niekoniecznie muszą być zadowoleni ze swojej sytuacji. Każdy piłkarz chce grać regularnie (pomijając tych, którzy preferują grę w golfa, wygłupy w klubach nocnych lub odpalanie fajerwerków w domu), więc kiedy nie można liczyć na systematyczne wystepy, zwykle szuka się sposobów na zmianę tej sytuacji. Czasami mogą to być nerwowe i nie do końca przemyślane ruchy.
Może po prostu jest tak, co zresztą dostrzega coraz większa część obserwatorów i kibiców, że kadra Chelsea jest po prostu zbyt duża i skomponowana w sposób nie do końca racjonalny? Skoro o trzy miejsca w formacji ofensywnej stale rywalizuje aż siedmiu graczy, to ktoś w końcu musi poczuć się niezadowolony. Wieczna rotacja również nie należy do najlepszych opcji, bo bez stałej gry nie będzie ustabilizowanej formy poszczególnych graczy, o zgraniu całej ofensywy nawet nie mówiąc. Bez formy i zgrania ciężko oczekiwać wyników i co z tym idzie, dobrej atmosfery i koło się zamyka.
Kolejną ironią jest to, że pod koniec ubiegłego sezonu sytuacja zdawała się jako tako krystalizować. Gra z fałszywą dziewiątką, ku której skłaniał się Thomas Tuchel, wyglądała coraz lepiej, bo jak ryba w wodzie czuł się w niej Kai Havertz. Opcjonalnie rolę tę przejmował Timo Werner, a po postawie Masona Mounta czy wspomnianego wcześniej Pulisica również można było wnioskować, że taki styl gry po prostu im pasuje.
Czy można było to kontynuować i doskonalić? Oczywiście tak, ale ktoś zadecydował inaczej. Ktoś postanowił, aby za wszelką cenę wkomponować w zespół klasyczną "dziewiątkę". Nie chcę zrzucać na Romelu Lukaku winy za całe zło, które dotyka Chelsea, ale na naszych oczach spełniają się wszelkie obawy, na które zwracałem uwagę parę miesięcy temu. Kto nie wierzy, może sprawdzić. Gwarancji bramek, ani postrachu wśród obrońców rywala raczej nie ma, ale za to jest niezły bałagan w drużynie.
Ironio trwaj, mija rok, od kiedy Thomas Tuchel objął stery w Chelsea i tak jak przed rokiem, tak samo dzisiaj mamy kryzys. Rzecz jasna te dwie sytuacje nie do końca są porównywalne, bo inna jest ich natura, ale wyzwanie znów jest ogromne. Jeszcze kilka dni temu byłem przekonany, że niemiecki trener znów poradzi sobie z sytuacją. Jednak z każdym dniem i z każdą rewelacją medialną w stylu rozważań naszych piłkarzy nad sensem własnej obecności w niebieskiej spółce, zaczynam w to wątpić.
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.