Banner reklama

De Lucas o sezonie 2002/2003

Autor: Maciej Stybel Dodano: 11.09.2019 22:42 / Ostatnia aktualizacja: 11.09.2019 22:48

Sezon 2002/2003 był pamiętny dla wielu kibiców Chelsea. Ostatnia kampania Gianfranco Zoli w niebieskich barwach, pamiętna wygrana nad Liverpoolem i ostatecznie przypieczętowanie czwartego miejsca w tabeli, które dawało awans do rozgrywek Ligi Mistrzów. W wywiadzie dla ,,The Athletic" Quique de Lucas postanowił opowiedzieć o tym sezonie od kuchni.

 

De Lucas przyszedł do Chelsea w lecie 2002 roku z Espanyolu. Na początku swojej opowieści poruszył relacje między zawodnikami a trenerem.

 

– Ranieri był bardzo mądrym trenerem. Nigdy nie wiedziałeś czy zagrasz w kolejnym w meczu, więc rywalizacja była bardzo ostra a sesje treningowe niezwykle wymagające. Było ciężko sprostać tym wszystkim aspektom, ale tego właśnie chciał Ranieri. Na treningach często dochodziło do spięć między zawodnikami. Pamiętam taką sytuację, w której taka ,,sprzeczka" zakończyła się znoukatowaniem jednego z zawodników.

 

– Osobiście nigdy nie uczestniczyłem w wyżej wspomnianych zajściach, ale częściowo rozumiałem takie podejście. Trzeba zrozumieć, że mimo gry w jednym zespole twój kumpel może ci zabrać miejsce w podstawowym składzie, dlatego musisz dawać z siebie maksimum. Przykładowo Jody Morris odbierając piłkę wyglądał jak mniejsza wersja Dennisa Wise'a. Każdy z nas chciał się zaprezentować jak najlepiej przed szkoleniowcem.

 

Za czasów gry de Lucasa w Chelsea baza treningowa znajdowała się w Harlington niedaleko Heathrow. Ośrodek należał do Imperial College i można sobie wyobrazić, że takie gwiazdy jak Zola czy Desailly musiały się szybko przebierać po treningu, żeby zrobić miejsce studentom. Obecnie baza jest używana przez Queens Park Rangers.

 

– Kiedy podpisywałem kontrakt i pokazano mi Stamford Bridge i okolice stadionu, to pomyślałem, że wygląda to okej. Potem zabrano mnie do Harlington i myślałem, że jest to budynek tymczasowy i że nowa baza treningowa jest obecnie w budowie. Ostatecznie taki ośrodek powstał (Cobham), ale Harlington wyglądało beznadziejnie. To nie było miejsce dla wielkiego klubu. Czasami podczas rozmów z kolegami czy podczas treningów na siłowni musieliśmy opuścić pomieszczenie, bo za chwilę mieli się pojawić studenci.

 

– Szatnia wyglądała naprawdę zabawnie. Były cztery pomieszczenia, w których mieściło się od sześciu do siedmiu piłkarzy, czyli drużyna nie przebywała razem w jednym miejscu. Ja wylądowałem razem z Winstonem Bogardem, Gianfranco Zolą i Bolo Zendenem. Jeżeli chciałem porozmawiać z moim rodakiem Albertem Ferrerem musiałem iść do jego pomieszczenia. Jeżeli mieliśmy spotkanie dla drużyny to musieliśmy iść na górę. Siłownia i boiska wyglądały okropnie. Poza tym zawsze było tam strasznie wietrznie.

 

Harlington znajduje się blisko Heathrowi i oprócz dużego wiatru piłkarzom potrafił przeszkodzić przelatujący nad ich głowami samolot typu Concorde.

 

– W trakcie startu samolotu musieliśmy przerywać trening, ponieważ hałas wydawany przez taką maszynę był niewyobrażalny. Żałuję, że nie mogłem wtedy trenować w Cobham. Nieprzypadkowo Chelsea ma obecnie jedną z najlepszych akademii na świecie. Odpowiednia baza treningowa bardzo pomaga w rozwoju młodych piłkarzy i jest kluczowym czynnikiem do osiągania sukcesów.

 

W dzisiejszych czasach zawodnicy i trenerzy są przyzwyczajeni do tego, że są zawożeni na lotnisko w luksusowych autobusach, ale niestety de Lucas nie mógł doświadczyć takiej przyjemności.

 

– Przyjeżdżał po nas mały van, który mógł zabrać tylko siedem osób. Kierowca musiał zrobić kilka rund zanim wszyscy znaleźliśmy się na Heathrow. Organizacja takich przewozów nie stała na wysokim poziomie, ale w sumie byliśmy do tego przyzwyczajeni i nikogo to nie dziwiło.

 

De Lucas dobrze pamięta konflikt Winstona Bogarde z Chelsea. Holenderski obrońca dołączył do The Blues w 2000 roku i przez 4 lata rozegrał tylko 12 meczów w niebieskiej koszulce. Bogarde nie spełnił oczekiwań i zaczął trenować z drużynami młodzieżowymi. Pojawiła się taka teza, że zależy mu na pensji a nie na grze, lecz de Lucas mówi, że sytuacja nie wyglądała do końca tak jak opisują to media.

 

– Kiedy Bogarde był w dobrym humorze, to był fantastycznym człowiekiem i jeszcze lepszym piłkarzem. Niestety zazwyczaj miał zły nastrój i to było problemem. Kiedy przyszedłem do klubu trenował już z drużynami młodzieżowymi. Zaczął prowadzić niezdrowy styl życia i pod koniec sezonu nie rozmawiał już praktycznie z nikim. Cały czas był smutny. To nie było miłe doświadczenie widzieć go w takim stanie. Grałem przeciwko niemu w Hiszpanii. Ja byłem zawodnikiem Espanyolu, on Barcelony. Miał niesamowite umiejętności i szkoda, że nie mogliśmy mu pomóc. Sam nas do siebie nie dopuszczał i traktował nas bardziej jak przeciwników, a nie kolegów z drużyny.

 

Kiedy Ranieri przyszedł do klubu musiał walczyć m.in z niezdrowym odżywianiem się jego piłkarzy i de Lucas przyznaje, że szło mu to jak po grudzie. Za Gianluci Viallego piłkarze byli przyzwyczajeni do jedzenia fast-foodów czy słodyczy przed meczami.

 

– Za Ranieriego sytuacja z naszymi dietami uległa poprawie, ale nadal panował mały bałagan. Przed meczami ludzie jedli ciasta, frytki z McDonald's i popijali to colą. Nie mogłem tego zrozumieć. Przed meczem mogłem zjeść makaron czy kawałek kurczaka lub mięsa. Nie jadłem nawet sałaty, bo wiedziałem, że może to zaszkodzić mojej formie w trakcie spotkania.

 

Nikogo nie zdziwi, że Gianfranco Zola nie uczestniczył w takich posiłkach. W wieku 36 lat Włoch rozegrał swój najlepszy sezon w barwach Chelsea, wpisując się 16 razy na listę strzelców. De Lucas opowiedział jak wyglądały przygotowania Zoli do meczu.

 

– Gianfranco siedział w kącie szatni i czytał książki. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. W ostatnich momentach przed wyjściem na boisko wykrzykiwaliśmy różne motywacyjne hasła, a On spokojnie siedział. Był naszym liderem na boisku. Mimo 36 lat wyglądał bardzo dobrze kondycyjnie, co było dla mnie niezwykłe. Dużo się nauczyłem grając w Hiszpanii, ale po zobaczeniu Zoli wiedziałem, że obserwując tego zawodnika i starając się kopiować jego niektóre zagrania mogę stać się lepszym zawodnikiem.

 

Czas przejść do Franka Lamparda, który przeszedł do Chelsea w 2001 roku i obecnie razem z Jodym Morrisem prowadzi klub ze Stamford Bridge. De Lucas zaznacza, że jeszcze kiedy byli piłkarzami można było zauważyć ich niezwykłą więź.

 

– Patrząc na nich wiedziałem, że Frank będzie kiedyś menedżerem, a Jody jego asystentem. Bardzo dobrze rozumieli się na boisku i poza nim. Jeżeli chodzi o to jakim Frank był piłkarzem, to mogę powiedzieć, że czasami trudno było mu zrozumieć czego tak naprawdę wymaga od niego Claudio Ranieri. Czasami występował na prawej pomocy i mu to nie odpowiadało, ponieważ nie miał tej szybkości. Czasami był rzucany po wielu pozycjach, ale zawsze pokazywał najwyższe umiejętności.

 

Quique de Lucas pytany o to jak ocenia szanse Franka Lamparda jako menedżera Chelsea zaznaczył, że jeżeli Chelsea chce skończyć sezon w czołowej czwórce jak drużyna Ranieriego w sezonie 2002/2003, to trener musi znaleźć takiego piłkarza, który może być dla zespołu taką postacią, jaką był Zola dla tamtej drużyny.

 

– Frank musi znaleźć tę centralną postać. Może to będzie Pulisic. Sytuacja jest trudna, ponieważ Frank nie ma dużego doświadczenia jako trener, ale ma jeden atut. Grał dla Chelsea i wie co to znaczy nosić tę koszulkę. Młodzi piłkarze muszą wiedzieć dla jakiego klubu grają. Każdy przeciwnik będzie chciał cię pokonać, ale musisz pokazać, że jesteś taką drużyną, która może wygrać każde spotkanie.


Źródło: The Athletic

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

komentarzy:
12.09.2019 01:17

Świetny tekst!

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close