Ashley Cole o swojej bogatej w sukcesy karierze
Dodano: 27.07.2019 16:47 / Ostatnia aktualizacja: 27.07.2019 16:49Ashley Cole postanowił podzielić się przemyśleniami na temat przeszłości w Arsenalu i Chelsea.
Kariera Ashleya Cole'a naznaczona była wieloma sukcesami, graniem z najlepszymi piłkarzami w dziejach klubu oraz odnoszeniu sukcesów tam, gdzie inni zawodzili. Teraz przyszedł czas na zakończenie kariery w wieku 38 lat. Kolejnym krokiem Anglika będzie zbieranie kolejnych doświadczeń jako trener, pójście w ślady kolejnych kolegów z boiska. Podczas ostatniego tygodnia Ashley był w Japonii razem z drużyną Chelsea, obserwując jak zmienia się skład pod okiem Franka Lamparda oraz spędzając miło czas z dawną rodziną Chelsea.
Ashley Cole, zanim dołączył do niebieskiej części Londynu, grał w drużynie Arsenalu, która w 2004 roku przeszła do historii jako 'Invincibles'. Angielski lewy obrońca przeszedł na Stamford Bridge w 2006 roku, zdobywając każde angielskie trofeum. W tym czasie Ashley uważany był za jednego z najlepszych bocznych obrońców na świecie. Teraz, pięć lat po opuszczeniu Chelsea, Anglik opowiada o swoich kolejnych wyzwaniach jak i osiągnięciach podczas naznaczonej sukcesami kariery.
– Czułem się zdenerwowany - wspomina z uśmiechem moment dołączenia do Chelsea. – Znałem wielu graczy, jednak był to stresujący moment podjęcia wyzwania gry z nowymi piłkarzami i nowym trenerem. Byłem zarazem podekscytowany na rozpoczęcie nowego etapu. Chciałem udowodnić swoją wartość i to, że jestem wystarczająco dobry aby grać na topie. Chciałem dalej wygrywać.
– Niepokonana drużyna 'Invincibles' była przepełniona dużymi osobistościami, jednak z czasem coraz więcej dużych graczy zaczęło odchodzić. Patrick Vieira, Dennis Bergkamp, Thierry Henry. Chciałem być w drużynie która pragnęła ciągłych zwycięstw. W reprezentacji grałem z Lampardem i Terrym. Byli tam również Joe Cole, Wayne Bridge, Shaun Wright-Phillips. Lubiłem poczucie grania z takimi piłkarzami. Wygrali ligę, więc zapragnąłem być częścią tej drużyny. Byłem na to gotowy. Zdobycie mojego pierwszego tytułu tutaj było wielkim wydarzeniem, narastała coraz większa presja. Ludzie prawdopodobnie nie wiedzą jak ważne było dla mnie wygranie FA Cup przeciwko drużynie Manchesteru United.
– Odnośnie stylu gry, najbardziej odpowiadali mi trenerzy, którzy lubili atakować. Kiedy przybył Scolari, czułem się naprawdę mocny. Czułem, że się bardzo rozwinąłem i nabrałem dużo pewności siebie. Numerem jeden był jednak dla mnie Carlo Ancelotti. Graliśmy oczywiście taktycznie, jednak dał nam wolność na boisku, a ja miałem pozwolenie na częste włączanie się do ataku. Sezon 2009/10 z podwójną koroną był prawdopodobnie moim najlepszym sezonem w karierze. Miałem najwięcej goli, czułem się niepokonany w obronie oraz dobrze współpracowałem z kolegami z boiska. Florent Malouda świetnie się ze mną zgrywał na lewym skrzydle, JT obok mnie i Frank na lewej stronie środka pomocy. Mogłem wykonywać liczne ataki, które kończyły się częstymi wejściami w pole karne.
– Nie wiem czy byłem najlepszym lewym obrońcą na świecie. Starałem się grać najlepiej jak umiałem. Jeśli więc ludzie uważają, że byłem najlepszy, to miło mi to słyszeć. Jednak ciężko tak powiedzieć o samym sobie. Zawsze próbowałem się sam motywować do jeszcze lepszej gry. Odkąd skończyłem 10 lat, cały czas musiałem udowadniać swoją wartość. Ludzie ciągle mówili, że byłem za mały lub niewystarczająco dobry, więc zawsze to siedziało we mnie. Niektórzy nazwą to ignorancją, jednak jest to pewnego rodzaju mechanizm samoobrony i jest to motywujące.
– Jeśli cofnę się wstecz, nie mogę uwierzyć, że zdobyłem aż 7 Pucharów Anglii. Zawsze oglądałem te rozgrywki jako dzieciak. Od myślenia o tym, żeby kiedyś tam zagrać, po trzykrotne wygranie pucharu z Arsenalem. Niesamowite. W następstwie tego ludzie mówili o potencjalnych rekordach, które mogę pobić. Byłem stosunkowo młody więc wiele było przede mną. Następnie rozgrywki Ligi Mistrzów. Byliśmy blisko tak wiele razy. Przegrałem w finale w moim ostatnim spotkaniu dla Arsenalu w 2006 roku.
– Z Chelsea wiele razy dochodziliśmy do półfinałów, następnie była nieszczęsna Moskwa. Czułem, że nigdy nie uda mi się zdobyć tego trofeum. Cały czas wspominam przegrany finał z Manchesterem United. Nie mogę sobie wyobrazić jak się czuł John Terry, jednak znam go i wiem, że zostanie to w jego pamięci na wiele lat. Być tak blisko, dojść do rozstrzygnięcia w rzutach karnych i przegrać jednym. To byłoby wielkie osiągnięcie. Jednak później podnieśliśmy się i dokonaliśmy tego o czym kibice marzyli od lat, kiedy wielu z naszych zawodników dążyło ku końcowi swoich bogatych karier. To sprawiło, że uczucie wygranej było jeszcze piękniejsze. Sezon nie wyglądał dla nas tak jak chcieliśmy, w lidze spisywaliśmy się poniżej oczekiwań. Jednak ciężkie czasy zbliżyły nas ku sobie i zdaliśmy sobie sprawę, że możemy tego dokonać mimo przeciwności losu. To była dla nas ostatnia szansa. To jest najlepsze, gdy wygrywasz z paczką dobrych znajomych, a stanowiliśmy naprawdę zgraną grupę.
Aktualnie Ashley Cole patrzy na piłkarskie życie z drugiej strony, obserwując jak Frank Lampard przygotowuje następną generację piłkarzy do przyszłej kampanii Premier League. Anglik zawiesił buty na kołku, a na zakończenie rozmowy dzieli się krótkimi spostrzeżeniami na temat życia na piłkarskiej emeryturze.
– To jest zabójcze! Nigdy nie odejdę! Twoja głowa ciągle chce grać, jednak nogi nie potrafią - śmieje się Ashley.
– Uwielbiałem to. Uwielbiałem przebywać wśród tych chłopaków i tęsknię za tym. Chelsea zawsze zwracała na mnie uwagę i miło jest wrócić na moment do tej piłkarskiej rodziny. Ten klub jest wyjątkowy.
- Źródło: Chelsea FC
Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.