Trener Evertonu Frank Lampard nie ukrywał swojej szaleńczej radości po wywalczeniu bardzo ważnych trzech punktów w kontekście walki o utrzymanie w Premier League.

Atmosferę na Goodison Park w niedzielnym spotkaniu można było na spokojnie porównać do erupcji wulkanu. Kibice na trybunach, członkowie sztabu szkoleniowego i zawodnicy gospodarzy mocno zagrzewali siebie nawzajem do walki.

Efektem wielkiego wsparcia było jedyne trafienie, które przechyliło szalę zwycięstwa na korzyść The Toffees. Richarlison wykorzystał błąd Césara Azpilicuety, odbierając mu piłkę przed polem karnym Chelsea. W tej sytuacji Brazylijczyk umieścił piłkę w siatce.

Goście próbowali wrócić do gry, jednak dzięki heroicznej postawie między słupkami Jordana Pickforda wynik nie uległ zmianie. "Lamps" nie ukrywał po końcowym gwizdku, że ciężko było mu powstrzymać ogromną radość.

– Mam olbrzymi szacunek do Chelsea i jej kibiców. Dlatego mam nadzieję, że zrozumieją moją ekscytację po odniesionym zwycięstwie – wyznał Frank.

– Potrzebowaliśmy tego zwycięstwa, bardziej niż nasz przeciwnik. Muszę uczciwie powiedzieć, że dla mnie w tym dniu liczył się tylko Everton. Te trzy punkty mają dla nas kolosalne znaczenie. Można to zobaczyć po reakcji wszystkich kibiców zgromadzonych na stadionie, jak żyli tym meczem.

– Piłkarze zawsze rozumieją, o jaką stawkę może toczyć się dany mecz. Dziś dali kibicom fantastyczny występ przeciwko bardzo dobrej drużynie. To właśnie reakcja trybun wpłynęła na ogromną dyscyplinę i etyczną pracę zawodników.

– Czy miałem plan na Chelsea? Będąc jej trenerem, miałem okazję grać na Goodison Park i odczuć, jak bardzo zawodnicy byli sfrustrowani tamtym występem. Na dobrą sprawę nie wiedziałem, w jaki sposób Chelsea zagra, choć oczywiście posiadam sporą wiedzę na temat niektórych zawodników – podsumował.

Źródło: "Metro" / football.london