Umiesz liczyć, licz na siebie? Nie tym razem! Wnioski po meczu z Aston Villą

Autor: Mikołaj Biegański Dodano: 23.05.2021 19:42 / Ostatnia aktualizacja: 23.05.2021 19:42

Chelsea nie stanęła na wysokości zadania. W starciu z Aston Villą popełniała proste błędy, straciła kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a także kapitana w końcówce meczu. Awans do przyszłorocznej edycji Champions League zapewnił nam Tottenham, który nic sobie nie robił z wysokich aspiracji Leicester. Podopieczni Brendana Rodgersa ponownie, tak jak i w zeszłym roku, okazali się największymi „frajerami” w ligowej stawce i wypuścili z rąk niemal pewne miejsce w Top 4 na ostatniej prostej.

 

Największy zarzut pod adresem The Blues? Piłkarze Thomasa Tuchela po raz kolejny nie potrafili utrzymać wysokiego poziomu koncentracji przez całe spotkanie. Pierwsza bramka padła po gapiostwie defensorów, druga była efektem roztargnienia Jorginho, ale nie wszystkie indywidualne błędy doprowadziły do goli dla przeciwnika. W momencie, w którym boisko opuścili Mateo Kovacić i wspomniany wcześniej Włoch, do pomocy przeszli boczni obrońcy i nie była to decyzja najlepsza. Reece James przypominał świeżo upieczonego adepta akademii młodzików i niewiele brakowało, a kilka razy dałby Aston Villi okazję do groźnych kontr.

 

Choć zespół Tuchela w całym spotkaniu dominował, długo utrzymywał się przy piłce i często atakował, to nie da się uciec od czarnych myśli, jakie kłębią się w głowach kibiców Chelsea przez sobotnim finałem Champions League. Niby wieczór to zupełnie inny niż pozostałe, każda strona podchodzi do meczu z czystą kartą, ale prawda jest taka, że The Blues przegrali w tym sezonie już dwa finały – jeden dosłownie – w Pucharze Anglii, a drugi dziś, na zakończenie zmagań ligowych. Tylko sportowa i waleczna postawa zespołu z Tottenham Hotspur Stadium sprawiła, że ta druga porażka nie ma poważniejszych konsekwencji.

 

Można powtarzać to do znudzenia, ale brak skuteczności i chwilowe zaćmienie w spotkaniu z Manchesterem City będzie nas kosztować więcej niż dziś kosztowało Everton, bo stawka spotkania będzie niebagatelna. Dziś ani Mason Mount, ani Antonio Rudiger czy Reece James nie przypominali zawodników jakich znamy. Być może trudno było zawodnikom ze Stamford Bridge wyłączyć myślenie o zbliżającym się finale i w pełni skupić na tym, co dziś działo się na Villa Park, ale nie może to być usprawiedliwieniem w przypadku, kiedy od wygranej zależy być może przyszłość całego projektu Thomasa Tuchela na Stamford Bridge. 

 

Nie ma co się rozpisywać na temat sytuacji z czerwoną kartką dla Cezara Azpilicuety. Hiszpan zrobił co zrobił, na moment wyłączył myślenie i dopuścił się ewidentnego przewinienia na Jacku Grealishu. W ferworze walki i zaraz po faulu, jakiego dopuścił się na nim Anglik, mógł nie wytrzymać ciśnienia. Prawdą jest, że Azpi ponownie walczył za drużynę, często włączał się do akcji ofensywnych i harował na całej szerokości boiska. 

 

We wnioskach nie można pominąć kwestii, która zelektryzowała na pewno wielu kibiców przez telewizorami – VAR. System, który miał pomagać w rozstrzyganiu spraw spornych i eliminować niewłaściwe decyzje sędziów, po raz kolejny okradł Chelsea i to w niejednej sytuacji. Zdecydowanie najwięcej zastrzeżeń można mieć do akcji z końcówki spotkania, gdy ręką w polu karnym zagrywał Tyron Mings. Sędzia uznał, że Anglik cofał rękę i jego intencją nie było zagranie piłki ręką, ale jak można traktować taki argument poważnie, gdy interwencja ta blokuje bezpośrednio drogę piłki do pustej bramki? Absolutny skandal!

 

 

 

Martwić musimy się o zdrowie Edouarda Mendy'ego. Senegalczyk z dużą siłą uderzył bokiem w słupek podczas interwencji przy pierwszym golu dla The Villans. Thomas Tuchel w wywiadzie pomeczowym wyraził swoje zaniepokojenie, ale i nadzieję, że jest to jedynie stłuczenie, a nie coś poważniejszego. Wciąż niepewna jest sytuacja z N'Golo Kante, więc obawy przed finałem Ligi Mistrzów są w pełni uzasadnione, nie tylko z uwagi na obecną formę obu drużyn.

 

 

Na koniec pozytywny akcent. Końcówka sezonu nie należała do łatwych, ani przyjemnych. Chelsea przegrała z Leicester, Arsenalem oraz Aston Villą, przegrała finał FA Cup i niemal wypadła z Top 4, ale ostatecznie dopięła swego. Thomas Tuchel spełnił pierwszy i podstawowy cel postawiony mu przez zarząd i doprowadził drużynę do Champions League. Biorąc pod uwagę, w jakim momencie przejmował zespół i jak wiele dobrego z niego wydobył, należą mu się ogromne brawa i szacunek.

 

 

Przed nami ostatni punkt ciężkiego i szalonego sezonu. Z Manchesterem City chcemy i musimy zobaczyć odzwierciedlenie najlepszych cech piłkarzy Chelsea, ich zaangażowanie i prawdziwą rządzę zwycięstwa. Nikt nie mówił, że wyzwanie będzie łatwe, ale nikt też nie powiedział, że jest niemożliwe. Come on You Blues!

Źródło: własne

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close