Giroud dla L'Équipe: Chcę czerpać garściami z reszty mojej kariery

Autor: Jakub Karpiński Dodano: 15.10.2018 18:29 / Ostatnia aktualizacja: 16.10.2018 00:09

W obszernym wywiadzie z Bilelem Ghazim w dzienniku "L'Équipe" Olivier Giroud opowiedział jaką ulgą było przerwanie strzeleckiej niemocy, jak to jest być mistrzem świata bez gola na koncie, czemu tak dobrze czuje się w Chelsea i dlaczego nie zamierza wkrótce kończyć reprezentacyjnej kariery.

 

Co poczułeś po zwycięstwie z Holandią? 

– Trochę wtedy minęło od mojej ostatniej bramki, nie? (śmiech) Czekałem na to z niecierpliwością. Napastnik może mieć wpływ na mecz nie tylko strzelając gole. Ale mimo wszystko, to była dla mnie ulga, zgadzam się. Co więcej, to był ważny gol, a potem mieliśmy fetę mistrzowską z Pucharem Świata razem z kibicami na stadionie. Dlatego czułem się super.

 

To jedna z twoich najbardziej szalonych celebracji po goli reprezentacji Francji?

– Tak, dałem się ponieść emocjom, to było widać. Wiele rzeczy się na to złożyło. Kiedy trzymamy emocje w sobie, to siłą rzeczy przychodzi moment, że je wypuszczamy. Było to widać w tej celebracji, wszystko ze mnie wyszło.

 

Co skrywałeś w sobie?

– Byłem trochę sfrustrowany. Ale starałem się to obrócić w pozytywną energię na boisku, pozostać skoncentrowanym i dobrze wykonywać zadania w danym momencie. Co więcej, to się wydarzyło w idealnym momencie, bo wydaje mi się że w każdej chwili miał mnie zmienić Ous [Ousmane Dembélé – red.].

 

Cały czas tykał zegar liczący twoje minuty bez gola w reprezentacji...

– Nie przeszkadzało mi to. Taka jest gra. Zdarzało się to już innym napastnikom przede mną. Należy nie zwracać uwagi, albo przynajmniej starać się. Właśnie dlatego strzelenie gola dało mi taką ulgę.

 

Jak przeżyłeś ten czas bez gola?

– Strzeliłem gola Irlandii w meczu towarzyskim przed Mundialem, z Włochami nie grałem od pierwszej minuty, a ze Stanami Zjednoczonymi rozciąłem sobie głowę. Ten moment szczególnie mnie doświadczył podczas przygotowań. Ale nie schowałem głowy w piasek, nie było takiej potrzeby. Było odwrotnie. Wszystko było w porządku, bo drużyna miała się dobrze. Dla mnie osobiście to było najważniejsze.

 

Ale napastnika zawsze rozlicza się ze statystyk…

– Ostatecznie porozmawialiśmy o tym wszystkim dopiero po Mundialu. Podczas turnieju, oczywiście trochę mnie to martwiło. Być może w meczu z Peru powinienem był zdobyć bramkę [piłka zmierzała do siatki po rykoszecie, ale dobił ją Kylian Mbappé – red.]. Mecz w którym powinienem był strzelić gola, to ten z Belgią. Zawsze jednak czegoś brakowało. Może trochę wyrachowania albo zwinności. Albo zawsze skądś nagle pojawiała się noga bramkarza, albo obrońcy.

 

– Ale poza tym meczem nie było innego momentu, w którym mówiłem sobie: „No, znowu dałem ciała.” Mam wrażenie że się powtarzam, ale moja gra jest taka, że lubię pomagać innym, być niesamolubny. Niektórzy często mi to mówią. Mam inną charakterystykę, niż pozostali napastnicy, mam inne zalety i jeśli czegoś nie potrafię, to tego nie potrafię, po prostu. Z moimi atutami, gram przodem do reszty drużyny. Kiedy strzelam na bramkę, albo wykonuję ruch żeby stworzyć przestrzeń, to jest ważne dla drużyny, nawet jeśli ludzie tego nie widzą. Wiem, co wnoszę do drużyny.

 

Naprawdę nigdy nie byłeś poirytowany? Nawet kiedy porównywali cię do Stéphane’a Guivarc’ha?

– Przyjmuję różne rzeczy w bardzo pozytywny sposób. Powtarzali mi, że zagrałem mistrzostwa świata takie jak Guivarc’h? Okej, Guivarc’h jest mistrzem świata i pozostanie nim do końca życia. Dlatego też powtarzałem sobie, że jeśli nie strzelę gola, ale i tak zostanę mistrzem świata, to będzie wciąż bardzo szczęśliwy. Na pewno nie wolałbym zdobyć pięć bramek i nie zostać mistrzem. To tak nie działa, może to było w jakimś stopniu moje przeznaczenie.

 

To przeznaczenie to być napastnikiem reprezentacji Francji, która została mistrzem świata. Ten tytuł to jakaś odpowiedź na słowa Christophe’a Dugarry’ego?

 

„Przykro mi, ale nie będziemy mistrzami świata z Giroud. Zawsze będę domagał się, by grali w ataku razem Mbappé i Griezmann” – Cristophe Dugarry, 29 maja 2018 roku.

 

– To jedna z pierwszych rzeczy o jakich pomyślałem po naszej dekoracji. Ale nie chciałem się odgryzać. Po tym wszystkim mnie przeprosił. Doceniam to, bo każdy ma prawo myśleć i przyznać, że nie miał racji w pewnym momencie. Dobrze wyszło. Szczególnie w telewizji, łatwo jest rzucić coś nieprzemyślanego. Jestem jednym z tych, co dają drugą szansę. Nie jestem pamiętliwy.

 

Myślałeś tego lata o skończeniu kariery reprezentacyjnej ?

– Były w Chelsea osoby, a dokładnie Antonio Rüdiger, które radziły mi: „Po co grasz dalej? Jesteś na szczycie, na dachu świata, zaraz będziesz miał 32 lata!” (Giroud miał 32. urodziny 30 września). Ale odejść w ten sposób, to byłoby za łatwe. Czuję, że wciąż mam siłę w nogach. Wciąż mogę pomagać drużynie. Jeśli więc trener uważa tak samo, jestem dostępny. Już teraz wiem, jak bardzo po zakończeniu kariery będzie mi brakowało futbolu. Staram się więc cieszyć każdym momentem, bo wiem że jestem bliżej końca, niż początku.

 

Ale podejmujesz w ten sposób ryzyko, że to skończy się nagle.

– Tak, jest ryzyko, że pojawią się młodsi, którzy mnie wygryzą. Tak już jest i to w końcu może się stać. Ale to może i lepiej, ponieważ jestem walczakiem. Nie wychodzę później na frajera. Kiedy nogi zaczną mnie często boleć, będę miał zniżkę formy, a młodsi będą naciskać coraz bardziej, będę to czuł. Być może wtedy porozmawiam z trenerem, a może to on wcześniej po cichu szepnie mi to do ucha. (uśmiech) Czas wszystko pokaże, nie chcę planować zbyt daleko do przodu. Mam dopiero 32 lata!

 

Wspominasz o młodszych kolegach. To głównie z ich powodu rozpocząłeś pierwszy mecz Mundialu na ławce (z Australią).

– Trochę ciężko było to przyjąć. Przed Mundialem miałem 16 albo 17 goli w 17 meczach. [prawdziwa statystyka: 10 goli w 19 meczach od zakończenia Euro 2016 – red.] Miałem więc dobrą passę. Później był wstrząs mózgu i sześć szwów po meczu z USA, a było to tydzień przed turniejem. Byłem jednak gotowy do gry, ale decyzja należała do trenera. Musiałem ją zaakceptować. Ale jeśli mam być szczery, trochę mnie to zabolało. Trzeba było zakasać rękawy i wejść w trakcie meczu. Wszystko dobrze się dla mnie ułożyło. Później zagrałem jeden ze swoich najlepszych meczów na Mundialu, z Peru. Może zasłużyłem w nim na nagrodę w postaci gola, ale los się do mnie nie uśmiechnął. Ale z czasem uśmiech się pojawił. Już po raz kolejny, determinacja i wytrwałość się opłaciły.

 

To pozwoliło ci odrzucić sugestie, że to Kylian Mbappé powinien grać w reprezentacji na szpicy…

– Kylian ma jakość i umiejętności żeby grać na każdej ofensywnej pozycji. Wszędzie jest mu dobrze. Ale czy na dłuższą metę będzie grać jako samotny napastnik? Nie jestem pewien. W każdym razie, reprezentacja potrzebuje różnych napastników, o różnych profilach.

 

Jak ci się podobała atmosfera w grupie podczas mistrzostw świata?

– To było jak Club Med (francuskie biuro podróży – red.)! Nie widzieliśmy nic innego, niż centrum treningowe. Tak naprawdę, to nie był Club Med, bo Club Med jest dla turystów, a my nie podróżowaliśmy. Byliśmy wspólnotą, która bardzo dobrze z sobą żyła, a po meczach potrafiła spędzać z sobą długie godziny żeby utrzymać dobrą atmosferę. To była nasza siła. Nie sądzę, że da się zostać mistrzem świata nie mając zgranej ekipy, gdzie każdy ma swoją rolę. Wciąż mam w głowie obrazki z Mundialu. Szczególnie ten wieczór w którym wyszliśmy do restauracji i historię Adila Ramiego z gaśnicą. To już legenda, zapamiętamy ją do końca życia.

 

Ta przygoda może dać któremuś z Was Złotą Piłkę „France Football”?

– Zdecydowanie, jesteśmy mistrzami świata. Jeśli miałbym głosować ja, na pewno zagłosowałbym na Francuza.

 

Wiesz, jakie jest następne pytanie…

– Pewnie że tak, ale nie dostaniesz odpowiedzi, nie powiem na kogo zagłosuję. (śmiech) Luka Modrić jest bardzo poważnym kandydatem. Znowu wygrał Ligę Mistrzów i doprowadził Chorwację do finału mistrzostw świata. Ale z pewnością kibicuję Francuzom. Czy mówimy o Kylianie Mbappé, Antoine’ie Griezmannie, czy o Raphäelu Varane’ie, każdy z nich zagrał świetny sezon. Zdobyli tytuły i zasłużyli na Złotą Piłkę.

 

Z osobistego punktu widzenia, myślisz że napisałeś część historii francuskiego futbolu?

– Tak, wygraliśmy puchar świata, więc voilà… (uśmiech). Niezbyt lubię mówić o sobie, ale taki jest sens życia, żeby pisać historię futbolu, własną historię, być z siebie dumnym. Dziś mamy mistrzostwo świata a ja jestem czwartym najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Francji, tracę dwa gole do Davida Trezegueta. To dobre, ten ranking też o czymś świadczy. To dobra ścieżka i prawdziwa duma. I jest to też przeciwwaga dla biedy, której kiedyś zaznałem.

 

Jak się czujesz w Chelsea?

– Bardzo dobrze. Na początku było trochę ciężko, bo wróciłem później po Mundialu. Myślałem że na końcu poprzedniego sezonu wywalczyłem sobie miejsce. Ale przemyślałem sprawę i powtarzałem sobie: „Olive, wrócisz, przecież trener nie wybierze drugiego zawodnika tylko dlatego, że ukończył cały okres przygotowawczy i dobrze wszedł w sezon. Bądź cierpliwy, w końcu dostaniesz szansę.” I tak też się stało. Od ostatniego zgrupowania zagrałem od początku w czterech meczach ligowych. Nie strzeliłem gola, ale zaliczyłem cztery asysty. Trudno, najwyżej w tym sezonie zostanę królem asyst. (śmiech)

 

Tego lata było zainteresowanie Olympique Marsylia…

– Nie minęło wystarczająco czasu, żebyśmy głośno o tym mówili. Tak, był kontakt w poprzednim roku, ale tego lata nie było żadnych konkretów. Nie poszedłem do Chelsea po to, żeby trzy miesiące później znowu pakować walizki. Dla mnie Chelsea to czołowy klub w Anglii, to ten który wygrał najwięcej tytułów w ostatnich sześciu latach. Jestem tam, gdzie chcę być. Po co więc odchodzić?

Źródło: "L'Équipe"

Aby móc dodać komentarz musisz się zalogować lub zarejestrować, jeśli wciąż nie posiadasz u nas konta.

Nasza strona korzysta z ciasteczek, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

close